Czyli dlaczego nie spałam po nocach i czemu wydawcy powinni postarać się o lepsze przypisy, kiedy w książce pojawia się Ku Klux Klan.
Zawsze ciekawi mnie, w jaki sposób inni polubili czytanie książek. Często przecież próby otoczenia, by zachęcić kogoś do czytania, przynoszą odwrotny skutek. Są też osoby, które polubiły czytanie bardzo późno, albo wręcz nadal nie trafiły na książkę, która by je do tego przekonała.
Moja rodzina wspomina ze zgrozą, że maniakalnie lubiłam książki jeszcze zanim nauczyłam się czytać. Dlatego musiałam najpierw znaleźć niewinną ofiarę, która zazwyczaj miała dużo mniejsze chęci, by obcować z literaturą, ale za to posiadała umiejętność czytania.
Kiedyś moja ciocia przyszła do nas bardzo wcześnie i chciała wejść na piętro po cichu, żeby mnie nie obudzić. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy zobaczyła mnie zaspaną, stojącą na korytarzu z książką pod pachą. Podobno zupełnie poważnym tonem powiedziałam wtedy:
– Czekałam na Ciebie.
Biedna ciocia od razu musiała wziąć się za czytanie.
Myślę, że później książki fascynowały mnie dlatego, że były w nich zwierzęta.
Miałam mnóstwo atlasów przyrodniczych, ale szczególnie lubiłam jeden z nich – stary, z nielicznymi czarno-białymi fotografiami. Czasem udało mi się odczytać trochę informacji i chyba bardzo polubiłam myśl, że mogę dowiedzieć się czegoś zupełnie sama.
Kiedy podrosłam, wpadłam w prawdziwą manię czytania wszystkiego i to najlepiej po kilka razy. To był dobry okres, bo nie odstraszało mnie zupełnie nic i nie znałam tylu różnych etykietek, które można przypiąć literaturze. Szczególnie uwielbiałam książki przygodowe, które pewnie jeszcze jakiś czas temu byłyby uznane za powieści dla chłopaków. Zaczytywałam się w Przypadkach Robinsona Cruzoe, Winnetou czy Białym Kle i absolutnie pokochałam Indian, żeglarzy i poszukiwaczy złota. czytanie w dzieciństwie
A czytałam zawsze przed snem.
Wielokrotnie kończyłam jakąś książkę w środku nocy, kiedy wszyscy już spali, ale ja nie mogłam zasnąć wiedząc, że obecnie nie mam rozpoczętej żadnej lektury. Wstawałam więc z łóżka i wybierałam z regału nową powieść, żeby przeczytać chociaż stronę przed snem. Jakie to szczęście, że nikt nie zabraniał mi czytania! Rodzice podarowali mi tylko lepszą nocną lampkę i całe stosy książek (chociaż i tak podbierałam również ich powieści).
Pamiętam, że często, jeśli mama jeszcze nie spała, wołałam, żeby wytłumaczyła mi trudne słowo. Przenigdy nie powiedziała mi, że skoro nie rozumiem książki, to jest dla mnie za trudna i nie powinnam jej czytać. Po prostu odkrzykiwała jakiś zrozumiały dla mnie synonim z drugiego pokoju. W zasadzie ciekawe, czemu po prostu nie dała mi słownika.
Myślę, że warto było poznawać świat z bezpiecznej perspektywy czytelnika. Byłam bardzo zaskoczona, gdy dzieciaki w szkole mówiły, że znudziło je W pustyni i w puszczy (lub, o zgrozo, moje ukochane Przypadki Robinsona Cruzoe – zanim zadano nam tę książkę jako lekturę szkolną, zdążyłam przeczytać ją czterokrotnie). Nie przyznawałam się, ile razy czytałam podobne książki. W ogóle nie myślałam też o czytaniu danej powieści jak o czymś nudnym. Niektóre historie były po prostu zupełnie inne.
Czytaj też: 10 książek z mojego dzieciństwa
Wiedziałam za to, co znaczą różne dziwne słowa.
Miałam też przyjaciela na bezludnej wyspie i dowiedziałam się, jak jest na Alasce. Z uporem poznawałam nowe dla mnie rzeczy, ciągle czując niedosyt. Byłam strasznie zawziętym odkrywcą. Pamiętam, że mniej więcej w połowie Winnetou (moje wydanie ma niemal 700 stron) pojawia się Ku Klux Klan. Nie rozumiałam, co to oznacza, więc przerwałam czytanie i zaczęłam od początku książki myśląc, że coś pominęłam.
Takich wspomnień mam dużo więcej. Pewnie znalazłoby się też sporo książek, których zupełnie nie zrozumiałam, a jednak czytanie ich sprawiało mi mnóstwo radości. Dlatego mogę powiedzieć z całą pewnością, że zakochanie się w książkach to jedna z najlepszych przygód, jakie przytrafiły mi się w dzieciństwie. czytanie w dzieciństwie
*
Chcesz być na bieżąco? Super!
Wystarczy, że polubisz facebooka Partyzantki!
Ja zaczęłam czytać w zerówce, bo… według mnie Pani czytała książki za wolno i ja chciałam znać dalsze wydarzenia szybciej. No i tak sięgnęłam po pierwszą książkę ;)
Ale fajnie, że pamiętasz swoją pierwszą książkę! Niecierpliwe stworzenie… ;)
Zazdroszczę Ci takiej historii. :) Ja w dzieciństwie lubiłam, kiedy ktoś czytał mi książki, ale kiedy sama już nauczyłam się czytać i poszłam do szkoły, książki były mi obojętne. Lektury mnie zniechęciły, a dla przyjemności czytałam bardzo rzadko. Dopiero po studiach zaczęłam doceniać książki. :)
Mnie również lektury bardzo zniechęciły, ale dopiero pod koniec gimnazjum i w liceum. Wtedy czytałam po prostu wszystko, oprócz lektur. :P Świetnie, że wróciłaś do czytania. :)
No proszę, a jednak jest tu ktoś kto od samego początku kochał czytanie. Ja do końca nie pamiętam jak to się zaczęło. Jedyne co wspominają rodzice to jak z uporem maniaka czytałam Stonogę gdzieś w zerówce. Dukałam niemiłosiernie ale przebrnęłam przez nią i byłam cała dumna z tego powodu. Potem jakoś tak poszło. Zakochałam się w książkach przygodowych. Ania z Zielonego Wzgórza, Przygody Tomka czy W pustyni i w puszczy były jednymi z moich ulubionych książek. Potem miałam fazę na horrory, więc zaczytywałam się w KIngu, a w między czasie pokochałam fantasy i do dziś mi to zostało. Czytać uwielbiam, ale nie potrafię przebrnąć przez każdą książkę niestety… skomplikowane ze mnie stworzenie.
Też uwielbiam fantasy! Hej, to dobrze, że nie kończysz kiepskich książek, szkoda na nie czasu. :)
Nie wiem jak ty to robisz ale KAŻDY. JEDEN. WPIS. CHCĘ. KOMENTOWAĆ.
Co do przygód z czytaniem – też nie pamiętam jak zaczęłam, pamiętam za to, że kochałam wszystkie lektury (prócz Dzieci z Bullerbyn, ble) i nie kumałam dlaczego inne dzieci nie dzielą mojego entuzjazmu – i Krzyżacy, i Hobbit i w Pustyni i w puszczy – to wszystko przecież było w deseczkę! Dodatkowo co miesiąc w naszej klasie (1-3) organizowano Konkurs ładnego Czytania co motywowało mnie do ładnego czytania na głos – stosik dyplomów za pierwsze miejsca mam do dziś w teczuszce :D
Pamiętam też jak uparcie kanon lektur szkolnych w liceum próbował uśmiercić we mnie wszelakie zajawki na czytelnictwo. I jak mu się nie dałam – z kilkoma baniami za brak znajomości treści, ale jednak.
Pamiętam również dokładnie gdzie i kiedy zaczęła się moje zajawka na fantastykę :) I kiedy moja pasja czytania rozwinęła się wręcz niesamowicie i do tego stopnia, że sama zaczęłam coś tam pisać, chować do szuflady, wracać, redagować :) Teraz wszystkie te opowiadania już od dawna są – razem z jakimiś pięcioma czy sześcioma zeszytami pamiętników – przepuszczone przez niszczarkę i na śmietniku. :)
I to przez Disqusa! Cieszy mnie, że tak często tu zaglądasz. <3
Podziwiam Cię za Krzyżaków (których kiedyś przeczytam) i za Hobbita, który, nie wiedzieć czemu, strasznie zraził mnie do fantastyki. Na szczęście się "nawróciłam" i najchętniej czytałabym wyłącznie fantasy. ;)
A obecnie coś piszesz? Poza blogiem?
Hobbit u mnie był lekturą, ale szczerze? Twórczość Tolkiena – tak przez niektórych zachwalana – do mnie nie może po prostu trafić. O ile Hobbita bez fajerwerków przemęczyłam o tyle LOTR pierwszą część zaczynałam trzy lub cztery razy – bez powodzenia.
Tak, mam takie dwa małe projekty. Jeden książkowy, drugi komiksowy, które powoli sobie klepię.
No i praca magisterska hehehe :D
Tolkien do mnie też nie trafia.
Powiedz mi, co studiujesz? Zawsze mam spytać. :D Ja teraz licencjat, ale jest mniej więcej na takim miejscu na liście priorytetów, jak Twoja magisterka. :P
Filologię angielską. :)
Bo te prace naukowe takie są ;d
Tak bardzo masz rację ._.
Ja też o Ku Klux Klanie pierwszy raz usłyszałem za pośrednictwem “Winnetou”, ale w moim wydaniu był przypis.
A książki w dzieciństwie wydawały mi się czymś magicznym – wtajemniczeni ludzie wyczarowują z dziwnych znaczków fascynujące historie. Ja też chciałem dostąpić wtajemniczenia, by nie być zależnym od pośredników.
A lektur nigdy nie czytałem w terminie. Albo grubo wcześniej, albo grubo później. A niektóre wciąż jeszcze czekają na swój czas.
Szczęśliwi, którzy trafili na wydania z przypisami!
Z lekturami miałam dokładnie to samo. Czyżby to była przypadłość większej liczby miłośników książek? :)
Bardzo ciekawa historia. Ze mną było za to odwrotnie, bo jako dziecko nie lubiłam czytać. Trzeba było mnie pilnować, żebym przeczytała lekturę w podstawówce, a po inne książki po prostu nie sięgałam. Dopiero dwa lata temu, dzięki temu, że obejrzałam film, a nie było kontynuacji, sięgnęłam po książkę, a potem serię, którą pokochałam i od tego czasu czytam w każdej wolnej chwili :)
Pozdrawiam serdecznie :)
someculturewithme.blogspot.com
U mnie zaczęło się dopiero w gimnazjum (teraz jestem w 2 liceum). Pamiętam, że już w podstawówce lektury szkolne odstraszyły mnie na dobre od wszystkich książek… W 1 klasie gimnazjum musiałam wypożyczyć “Małego Księcia”, więc poszłam do biblioteki. Była tam również moja dobra koleżanka, która dosłownie wcisnęła mi pierwszą część serii “Jutro” Marsdena. Do teraz dobrze wspominam poleconą przez nią serię i dziękuję jej za fakt, że zaczęłam czytać.
Fantastycznie, że koleżance udało się Ciebie namówić. Czytałam Jutro i było dla mnie raczej średnie, ale domyślam się, że po tych wszystkich lekturach było zupełną odmianą i pozytywnym zaskoczeniem. :)
Gdybym teraz sięgnęła po Marsdena pewnie bym się rozczarowała, ale zostańmy przy dobrych wspomnieniach :D
Też tak robię. :D
Oooo, jak miło poczytać kogoś wspomnienia. :D Z cioci się uśmiałam. :D <3
"W Pustyni i w puszczy". <3 <3 <3 <3 <3 <3 Zaserduszkuję! :D <3<3<3<3 Uwielbiam! :)
Kurcze, muszę na spokojnie usiąść i przypomnieć sobie, jak to było ze mną. :D :D :D
Ciocia też zawsze się z tego śmieje. :) Podobno jeszcze kazałam jej bardziej interpretować, a nie czytać jednostajnym głosem (biedna ciocia). :P
Bardzo jestem ciekawa Twoich wspomnie, także jak tylko dojdziesz do ładu z kompem, to czekam na wpis. :)
Kiedy byłam mała nie cierpiałam czytać. Był to lekki dramat w domu pełnym książek, a rodzice codziennie wieczorem czytali mi książki, stąd jeszcze większy niepokój, że nie lubię czytać. Tata chodził załamany, nie wiedział już co robić, mama spokojnie podchodziła do sprawy, że zaskoczę. No i zaskoczyłam. Nikt nie wie kiedy, jak, ale nagle zaskoczyłam i już nie można mnie było oderwać mnie od książek.
Ze mną było tak, że książki z obrazkami i bajkami lubiłam, ale bez przesady. Umiałam czytać dość wcześnie, a mimo to dopiero w pierwszej klasie podstawówki wpadłam na pomysł, by przeczytać taką ,,dorosłą” książkę, tj. bez obrazków i grubą. Moje łóżko stało przy oknie, pod oknem były półki z książkami mamy. Nocą czytywałam tytuły, przez długi czas nie rozkminiałam czemu to ,,Clive Cussler”, co na pewno nie jest tytułem, jest pisane większymi literami niż tytuł. Był tam też Harry Potter. No i na początek wzięłam drugą część i przeczytałam. Pierwszą myślałam, że znam dość dobrze z filmu. Zmieniłam zdanie i przeczytałam Kamień filozoficzny. Od tego czasu połykam książki, a do Harry’ego mam sentyment, choć nawet na tych półkach pod oknem były ciekawsze książki :) Na pewno był tam Koontz, Clancy i Cussler. Koontz nawet ok, Cusslera czytywałam, aż któraś książka na tyle mnie wystraszyła, że nie mogłam wieczorem światła zgasić. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ,,Potop” mi się podobał.
,,Potop” Cusslera. Do Sienkiewicza nie mam głowy ;)
Zaskakujące, ile osób rozpoczęło przygodę z czytaniem od Pottera. :) Również mam do niego ogromny sentyment!
Potter jest idealny na początek.
1. Jest duży biznes, zabawki, filmy, dziecku się dobrze kojarzy i chętnie po to sięgnie.
2. Bohater nie jest za stary (serio, nie chciałabym czytać przygód Dumbledore’a będąc w wieku lat 7 czy 8)
3. Na początku cykl jest taki właśnie idealny dla dzieci, nie za trudny, nie za straszny, potem wraz z dzieckiem czytającym charakter cyklu nieco dojrzewa. I tak jak w bajce, takiej dla dzieci, jest dobro, jest zło, dobro zwycięża itd.
4. Harry zupełnie nie orientuje się w świecie, tak jak dziecko, które wcześniej nie czytywało fantastyki i oboje powoli poznają te klimaty. Pojawiają się istoty fantastyczne, ale też od razu wyjaśnienia czym one są, zaś w innej fantastyce dziecko by się zgubiło pomiędzy chimerami, smokami i mnóstwem innych.
Zgadzam się, zwłaszcza fakt, że Harry dorasta wraz z czytelnikiem jest niezwykły. No i to cykl – samo to zachęca dziecko do sięgania po następne książki, a inne tytuły pewnie dołączają siłą rozpędu. :)
Oh! To było cudowne. Byłam troszeczkę starsza od Pottera, kiedy czytałam pierwszą część przygód, ale faktycznie, dorastałam razem z nim.
No i kolejny punkt wspólny – zwierzęta. Jestem z innego pokolenia, ale cieszę się, że żyje jeszcze ktoś, kto czytał “Białego Kła” (a “Szarą wIlczycę”?). Nie pamiętam, jak to u mnie się zaczęło, ale litery to od kiedy pamiętam to były moje ulubione elementy rzeczywistości – zawórno kiedy służyły do czytania, jak i kiedy mogłam je pisać.
Pamiętam, że też nie zawsze czytałam książki dostosowane do mojego wieku – utkwiła mi w pamięci książka “Zwierzoczłekoupiór” – nie pamiętam o czym ona była, ale wydaje mi się, że biorąc pod uwagę, że napisał ją Konwicki, to niekoniecznie – wbrew pozorom – dla dzieci – w wieku powiedzmy wtedy 11 lat chyba.