Ludzie coraz częściej oczekują od psów, że będą idealne – grzeczne, piękne i zadowolone. I jakoś do głowy im nie przychodzi, że sami wcale nie są tak zachwycający.
Czasem widzę na Facebooku informację, że pies został zwrócony do schroniska z najgłupszych powodów – przewrócił starszą panią, która próbowała utrzymać na smyczy nowo poznanego owczarka (autentyk), nie dogadał się z kimś albo po prostu nie spełnił oczekiwań, jakkolwiek enigmatycznie to brzmi. Nie myślimy o tym, czy my spełniamy ich oczekiwania – psy mają być idealne, jak ciapowate labradory w reklamach.
Mają zawsze mieć piękne futro – ale nie linieć. Zawsze być piękne i młode – ale bez szaleństw i nadmiernej energii. Być dobrze wychowane – ale bez trudu włożonego w szkolenie. I robić dobrą minę do złej gry, bo niby co może im się nie podobać, skoro łaskawie daliśmy im pełną michę i dach nad głową?
Ludzie traktują psy coraz bardziej jak przedmioty
Takie, którymi można się pochwalić, zająć myśli albo podbudować ego. I chociaż wszyscy wokół zapewniają, że zwierzę to członek rodziny, to jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Zbyt często widzę znerwicowanego shih tzu, którego pani podnosi jednym szarpnięciem smyczą, bo nie pomyślała, że mogłaby nauczyć go reakcji na inne sterowanie niż manualne. Panią, która dziwi się, że Joy reaguje na komendy: prawo, lewo, przejdź, czekaj.
Do mojej relacji z Joy podeszłam jak do tworzenia zespołu. Ona wniosła lękliwość, ja – indywidualizm i maniakalny perfekcjonizm. Ona denerwowała mnie szczekaniem i raz doprowadziła do płaczu, gdy uwolniła się z klatki kennelowej jak mały tyranozaur. Ja – bez skrępowania zostawiałam ją w domu na długie godziny, gdy jechałam na zajęcia albo skracałam spacer z powodu innych obowiązków.
Każda z nas ma swoje świry, ale przysięgam, że nie ma nic lepszego niż przebudzić się w nocy i czuć, że Joy przyszła się przytulić na tyle delikatnie, żeby mnie nie obudzić. Nic lepszego niż to, że na spacerze jej ulubioną czynnością jest po prostu mi towarzyszyć, bez względu na to, czy idziemy na pobliskie osiedle, czy do Mordoru.
Jesteśmy szczęściarzami
Ludzie mają szczęście, że psy wybaczają błędy i są dla nas tak pobłażliwe. Zauważyłam to dopiero, gdy poznałam lepiej konie. One chętnie wykorzystują nasze słabe punkty i natychmiast każą wyciągać z nich wnioski. A psy? Najwyżej uśmiechną się do opiekuna spokojnie, zawachlują ogonem i nie zrobią z tego wielkiej sprawy. Nawet nie mamy pojęcia jak wielkimi szczęściarzami jesteśmy, mając je obok siebie.
Raz ja nawalam, innym razem Joy. Czasem wlokę ją do weterynarza po ostatnim ataku padaczki, innym razem ona wyciąga mnie z otchłani rozpaczy. Za jeden uśmiech dostaję jej dziesięć, za okazane przywiązanie – wiernego obrońcę do upadłego, który stanie po mojej stronie, choćby Bardzo Wielkie Zło chciało odgryźć jej futrzasty ogon razem z połową dupy. Jesteśmy zespołem i trzymamy się razem, choćby nie wiem co. Obie problematyczne. Obie nieidealne. Ale zawsze – obie.
Zwierzęta w naszym życiu odgrywają niesamowicie ważną rolę. Pokazują nam, że można być odważnym, ale delikatnym, twardym i stanowczym, ale pieszczochem. Uczą, że nie każdy jest idealny. A przede wszystkim, dzięki nim dowiadujemy się jak to jest obdarzać i posiadać pełne zaufanie.
Pięknie to ujęłaś. :)