You are currently viewing W ustach sól – debiut w morskim klimacie

W ustach sól – debiut w morskim klimacie

Miałam dodać parę zdań o tej książce do serii Miniaturki, ale chyba potrzebuję więcej niż paru zdań, by Wam o niej opowiedzieć. W ustach sól to coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. I coś, co zostawiło mnie z różnymi, sprzecznymi myślami.

Mam słabość do morza i wody, a więc także do motywów marynistycznych w literaturze, od zawsze. Zamiast książek dla nastolatek zaczytywałam się w Przypadkach Robinsona Cruzoe, później w Wilku morskim i innych historiach, w których morskie fale były stałym elementem rzeczywistości. Nadal uwielbiam ten motyw. Tak samo jak niebanalne tytuły, więc sprawa była prosta.

W ustach sól od razu zdobyło moją uwagę.

Macie czasem tak, że czytając książkę, czujecie, jakby autor Was… rozumiał?

Uwielbienie autorki dla morza oraz tego wszystkiego, co morze ze sobą niesie, jest widoczne od pierwszych stron. I ujęło mnie w zupełnie oczywisty sposób, przekonując, że to lektura, której naprawdę potrzebowałam. Zaznaczę: to nie jest typowa powieść. Charlotte Runcie w swojej (pierwszej) książce tworzy mozaikę z własnych wspomnień i przeżyć, zasłyszanych historii i kontekstów kulturowych. Początkowo taka forma bardzo przypadła mi do gustu, jednak szybko okazała się ślepą uliczką. To, co zdawało egzamin i wypadało przekonująco na krótszą metę, w dłuższej perspektywie okazało się nieco powtarzalne i pozbawione spoiwa.

W drugiej połowie książki złapałam się na myśli, że czytam o kolejnych wierzeniach, historiach, otrzymuję kolejne cytaty z wierszy i szant tylko po to, żeby… były. Autorka nie pokusiła się o głębszą interpretację czy ciekawe związanie tych tekstów z własną historią. Zamiast tego w paru zdaniach zupełnie zbędnie wyjaśniała/streszczała powyższy tekst. To sprawiło, że straciłam zainteresowanie następującymi po sobie cytatami, opisami obrazów czy przytaczanymi opowieściami – zwyczajnie prowadziły donikąd, a jedynym wspólnym mianownikiem było morze. Dużym plusem były za to ciekawostki. Uwielbiam je, a Charlotte Runcie zawarła ich w książce naprawdę sporo. Na przykład taką, że głuptaki mają w swojej klatce piersiowej oraz głowie naturalne poduszki powietrzne, które chronią je podczas uderzeń w taflę wody, gdy ptaki nurkują. Prawda, że super?

Główne motywy? Morze i kobiecość.

Ważnym motywem jest także kobiecość i jej nieodłączne powiązanie z morzem. Autorka opowiada o ciąży, porodzie i o zmianach, jakie dziecko wprowadziło do jej życia. Bardzo podoba mi się naturalność tego wątku i przedstawienie go do bólu szczerze, bez tej całej lukrowanej posypki, którą nadal zbyt często serwują nam media, książki i otoczenie. Jest także pocieszająco aktualna.

„Prawo wciąż szuka sposobów na ukaranie kobiet za to, że nie żyją zgodnie z wymyślonymi standardami, i nigdy się nie nauczy, że piękno tkwi w możliwości wyboru. Ciała kobiet nie słuchają praw.”
(W ustach sól, Charlotte Runcie)

Sięgając po W ustach sól liczyłam na przemyślaną formę i bardzo dużą dbałość o warstwę językową. Język i warsztat są bardzo poprawne, ale nic więcej. Nie doszukiwałabym się tej poetyckości, o której czytam w niektórych recenzjach. Jednak nie oceniam tego negatywnie. To książka, którą po prostu bardzo przyjemnie się czyta, zwłaszcza, jeśli uwielbiamy morze tak samo jak autorka.

A czasem to musi wystarczyć, prawda?

Nie śledzę teraz na bieżąco trendów wydawniczych, ale czy to jakaś nowa tendencja, by wydawać książki pisane (w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym) tak prosto z duszy, z otwartym sercem i wrażliwością, która tylko czeka na każdej stronie? Książki, w których nie chodzi o fabułę, a raczej o emocje, swobodę myśli, która dryfuje sobie od jednego wątku do drugiego, inteligentnie bawiąc się formą i wciąż testując, próbując sposób, w jaki wyraża siebie?

Te cechy sprawiają, że wydała mi się trochę podobna do tytułu Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę. Nie wiem, czy to obecny trend, ale jeśli tak, cudownie, że literatura zwraca się w stronę wrażliwości i natury. Jednak w tym porównaniu książka Oceana Vuonga wypada znacznie lepiej. Mam wrażenie, że Charlotte Runcie w pewnym momencie zmęczyła się narzuconą swojej opowieści formą. Po prostu przeskakiwała z wątku na wątek, brnąc ku końcowi, mimo rewelacyjnego początku, który z miejsca mnie oczarował.

Mimo wszystko miło spędziłam czas z tą książką. Jest na swój sposób spokojna i kojąca, jak kołysanie fal. Pokazuje, jak wiele znaczeń ludzie nadawali morzu. Było źródłem życia, mitów, legend, obaw i nadziei, miejscem, gdzie zaczynały się dziesiątki historii. I kończyły. W ustach sól to dla mnie ważny głos w imieniu natury, a także piękna kolekcja znaczeń i skojarzeń. Czy to książka, którą uznaję za szczególnie ważną w swoim życiu? Raczej nie.

Ale myślę, że może okazać się ważna dla kogoś innego.

A jeśli zwróci uwagę na to, że ludzie powinni zadbać o oceany i morza, to już w ogóle warto, by pisano i mówiono o tym tytule.

Kiedy warto przeczytać W ustach sól?

Książka Charlotte Runcie ma obłędną okładkę i myślę, że świetnie sprawdzi się w roli prezentu dla miłośniczek (i miłośników) morza. To także tytuł, który w oczywisty sposób nasuwa się jako książka do poczytania na plaży, jeśli oczekujemy od lektury czegoś więcej niż banalnego romansu. Przeglądając recenzje zauważyłam, że W ustach sól trafia szczególnie do matek, które utożsamiają się z bohaterką ze względu na wątek ciąży, porodu i pierwszych chwil spędzonych z dzieckiem.

*

Książka trafiła do mnie prosto od wydawcy. Prószyński i S-ka, dziękuję!

Zaintrygował Cię ten tytuł? Sprawdź, gdzie kupić W ustach sól:

czarna czarna ton baner

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Uwielbiam książki napisane w pierwszej osobie. Wydają mi się najbardziej szczere.

  2. telep

    Dopisuje tą książkę do lektur, które chce przeczytać. Zaciekawiłaś mnie tym tytułem.

Dodaj komentarz