Punkt pierwszy: Jeśli sądzisz, że twoje zainteresowania są nietuzinkowe, pani badająca dialekty tatarskie uświadomi Ci, że się mylisz.
Studia nie nauczyły mnie wypijania kosmicznych ilości alkoholu ani tego, co jest najlepsze na kaca po dobrej imprezie. Te trzy lata spędziłam trochę inaczej i wiecie co? Nie żałuję ani trochę. Nauczyłam się paru innych rzeczy. Jeśli w tym roku zaczynasz studia, zerknij, może któryś z akapitów przyda Ci się już w październiku?
Jednym z moich największych strachów przed rozpoczęciem studiów było to, że mnie z nich wyleją. Oczami wyobraźni już widziałam, jak wykopują mnie z uniwersytetu tylko dlatego, że nie zdążyłam przeczytać wszystkich lektur z historii literatury staropolskiej. Tak, jasne. Nie przeczytałam (a szkoda!) nawet połowy lektur, ale udało mi się zdać. Okazuje się, że nie trzeba wiedzieć absolutnie wszystkiego na dany temat. Jeśli interesujesz się daną rzeczą, masz coś ważniejszego niż wykuta wiedza – orientację w temacie i umiejętność poprowadzenia rozmowy na ten temat.
Kolejną lekcją było uświadomienie sobie, że czas to pojęcie niesamowicie względne. Były osoby, które nie uczyły się zbyt wiele, a mimo to ledwo dawały radę wyrobić się z pracami zaliczeniowymi w terminie. Byli też tacy, którzy przeczytali większość lektur, a prace mieli napisane dwa tygodnie po otrzymaniu tematów. Warto ogarnąć swój czas tak, by działał na naszą korzyść. Ludzie, którzy mieli wszystko gotowe już na początku semestru i pod jego koniec po prostu spokojnie kończyli ogarniać zagadnienia na egzaminy, zawsze mnie motywowali. Myślałam sobie, że skoro oni potrafią, to być może też kiedyś złapię takiego organizacyjnego skilla.
Bo widzisz, to niesamowicie ważne, jakimi ludźmi otaczasz się na studiach.
Kierunek, który Cię interesuje to niepowtarzalna okazja do poznania ludzi podzielających Twoją pasję. Wydział, na którym studiujesz to świetne miejsce do poznania przyjaciół. Warto to wykorzystać. Jestem przekonana, że grupa znajomych, którzy uwielbiają pisanie tak bardzo jak ja, to jedna z najważniejszych i najlepszych rzeczy, która przytrafiła mi się na polonistyce.
Nauczyłam się też, że nie zawsze trzeba robić coś, co daje bezpośrednie efekty. Czasem jedynym celem (i to takim, którego niemal nie dostrzegamy) jest nasz rozwój, choć brzmi górnolotnie. Nie warto opuszczać wykładu, bo jego nazwa brzmi nudno lub absurdalnie. Głupim podejście jest też ciągłe pytanie „do czego mi się to przyda?” i „czemu mam się tego uczyć?”. Możesz zakuć i po egzaminie niczego nie pamiętać. Ja też tak czasem robię. Ale zdecydowanie bardziej wolę się uczyć. Nie dla piątki z egzaminu (oceny na studiach to zabawna rzecz, są bardziej losowe niż totolotek). Dla siebie. I po to, żebym zawsze była tak ciekawa tych wszystkich zagadnień jak obecnie. Bardzo nie chcę tego stracić i życzę Ci, byś Ty również nie chciał.
Ważną lekcją były studia, które porzuciłam. Uświadomiły mi, że zła decyzja to nie jest decyzja nieodwracalna. Zawsze da się coś zrobić. Więcej przeczytasz tutaj: Nietrafiony kierunek studiów. Koniec świata? Zmiana kierunku była dla mnie strzałem w dziesiątkę. Dziś nie wyobrażam sobie, bym mogła uczyć się czegoś innego. Myślę, że właśnie to jest studiowanie w najlepszym wydaniu.
I pamiętajcie. Sesja zawsze przychodzi wcześniej, niż się myśli.
Polub Facebooka Partyzantki
i bądźmy w kontakcie!
Po 5 lata studiów mam podobne spostrzeżenia. Tylko może co do tych ocen to bym się średnio zgodziła. Fakt, że czasem zależy to od widzimisię wykładowcy, ale czasami też od tego, jak się przykładasz do przedmiotu. To po prostu indywidualna kwestia wykładowcy, na którą wpływu nie ma. Co do organizowania swojego życia, tu było różnie, ale dawałam radę.
http://dziewczyna-z-humana.blogspot.com/
W zasadzie do wszystkich tych wniosków doszłam w liceum… W ogóle ilekroć ktoś mówi mi coś o studiach mam wrażenie, że to już było w liceum. Może chodziłam do dziwnego liceum (chociaż nie było nawet najlepsze w mieście).
W zasadzie ja martwię się tylko, że na studiach będę chodzić głodna albo pracować całe popołudnia i zakuwać po nocach. Albo jeść non stop pierogi z Biedronki.
Organizacyjnego skilla nadal nie mam. Chciałabym na studiach nauczyć się walczyć do końca- często się poddaję i stwierdzam “e tam, tego nie muszę mieć zdanego”.
Mam wrażenie, że na studiach wręcz będzie prościej, bo wreszcie będę miała na wydział 10 min spacerkiem, a nie 20 km pociągiem :D
Udało mi się zakończyć magisterski etap mej edukacji w czerwcu. Teraz szukam pracy bezustannie. Faktycznie ważną sprawą jest organizacja czasu, której jednak wciąż się uczę i nie sądzę by studia aż tak mnie jej nauczyły. Ludzie to punkt kulminacyjny. Dzięki dobremu otoczeniu, pasji nawet i najnudniejszy wykład stanie się ciekawy!
Studia to autentycznie najlepszy czas mojego życia. Nie dlatego, że ludzie, że imprezy, że cośtam, tylko dlatego, że moja ciekawość świata w pewnym momencie sięgnęła zenitu i o wiele bardziej niż sesji bałam się, że nie zdążę tego świata poodkrywać – choćby w niektórych książkach. No i ta plejada osobowości, zarówno wśród wykładowców, jak i słuchaczy – nieskończona, fascyspirująca :)
Bardzo ciekawe przemyślenia. Ja również byłam na studiach, które lubiłam. Nauczyły mnie koncentracji, determinacji, organizacji czasu i ambicji. Dziś wiem, że przygotowały mnie rewelacyjnie do wykonywanego obecnie zawodu.
Ja w tym roku wybieram się na studia, czekałam na to dwa lata i to chyba bardzo dobrze, bo dojrzałam do swojej decyzji. I myślę że dziś potraktuje wiele spraw podobnie do Ciebie, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Też pytalabym “po ci mi to?”, ” na co się przyda?”.
Dziś podchodzę do tego ZUPEŁNIE inaczej :)
…ależ długa przede mną droga!