Podczas czytania tej książki nie mogłam przestać myśleć o tym, co ciągnie ludzi w nieznane. Ile potrafią poświęcić, by sięgnąć za horyzont, zamalować białe punkty na mapach i zapisać się na kartach historii. Wyspa niebieskich lisów wywołuje dreszcz niepokoju, nawet gdy czytamy ją w wygodnym fotelu. Tym bardziej że opisuje prawdziwe wydarzenia.
Książka Stephena Bowna zwróciła moją uwagę już podczas premiery. Zapisałam sobie ten tytuł, żeby do niego wrócić i szczęśliwie znalazłam go ostatnio w bibliotece. Pełny tytuł brzmi: Wyspa niebieskich lisów. Legendarna wyprawa Beringa. I prawdę mówiąc, nie trzeba było więcej, żeby mnie przekonać. Wyprawy morskie kupują mnie z miejsca.
Wyspa niebieskich lisów – literatura faktu, w którą… trudno uwierzyć
Wyspa niebieskich lisów to książka non-fiction o największej wyprawie naukowej w historii. XVIII–wieczna grupa złożona z badaczy, wojskowych, żeglarzy, szkutników i wielu innych osób miała ruszyć z Petersburga przez Syberię i dotrzeć na Kamczatkę. Tam własnoręcznie miała zbudować okręty i wyprawić się nimi na poszukiwanie szlaku żeglugowego do Ameryki Północnej. Śmiały plan powstał z inicjatywy cara Piotra I Wielkiego. Kosztował aż jedną szóstą rocznych przychodów Imperium Rosyjskiego. Na czele tej wyprawy – imponującej rozmachem nawet ze współczesnej perspektywy – stanął Duńczyk Vitus Bering. Niemałą rolę odegrał w niej Georg Steller, niemiecki lekarz i przyrodnik. Jego zadaniem było odkrywanie nowych gatunków roślin i zwierząt.
Nie będę streszczać Wam całej historii. Stephen R. Bown opisał ją znacznie lepiej. i miał ku temu solidne podstawy. W książce znajdziemy bogatą bibliografię, liczne przypisy, a nawet cytaty z pamiętników uczestników wyprawy, które sprawiają, że otrzymujemy relacje „z pierwszej ręki”. Dzięki temu wyprawa Beringa i jego towarzyszy wydaje się znacznie bliższa odbiorcy i… jeszcze bardziej przerażająca. Bo jeśli liczycie na komfortową lekturę, o której można powiedzieć: „zachwycająca” lub „przyjemna”, to… Wyspa niebieskich lisów raczej nie będzie w Waszym typie.
„Pośród załogi panował niepokój. Nie znali swojego położenia ani położenia lądu czy niebezpiecznych przeszkód, a katastrofa mogła czaić się za każdą chmurą czy mgłą, nic więc dziwnego, że stres zaczął się nasilać, a sen stał się nieefektywny i podszyty lękiem”.
Ekspedycja Beringa nie miała nic wspólnego z romantyczną wyprawą w nieznane, ku przygodzie.
Choć taki obraz dalekich wypraw znamy z filmów czy książek, Wyspa niebieskich lisów pokazuje, że rzeczywistość musiała wyglądać „trochę” inaczej. Bering opuścił rodzinę, nieustannie spierał się z towarzyszami podróży. Na dodatek on i jego podwładni nawet na końcu świata czuli się w obowiązku, by sporządzać raporty na temat swoich działań – by nikt niczego im nie zarzucił po powrocie.
O samym Beringu dowiadujemy się niewiele. Mam wrażenie, że momentami to Steller wysuwa się na pierwszy plan. Ten element pozostawia trochę niewiadomych i szkoda, że nie był bardziej rozwinięty – jednak jest chyba jedyną wadą, która rzuciła mi się w oczy. Wypada ironicznie, że Bering, który nie doczekał się uznania za życia i jest zapomniany obecnie, w książce o własnej ekspedycji często pozostaje trochę w tle.
Odkrywanie nowych lądów (z bezpiecznej perspektywy czytelnika)
Książka o tak ogromnym, trwającym wiele lat przedsięwzięciu, wymagała od autora solidnej pracy, by nie zasypać czytelnika faktami i zachować spójną, płynną narrację. Myślę, że zarówno Bown, jak i wydawca, stanęli na wysokości zadania. Na początku znajdziemy dwie mapy, których śledzenie znacznie ułatwia lekturę, a także kalendarium z najważniejszymi datami. Możemy zajrzeć do nich w dowolnej chwili i to okazało się bardzo przydatne. Niektórzy recenzenci zarzucają książce dużą ilość dat, nazwisk i nazw własnych, ale come on – to książka o prawdziwej wyprawie i te dane były po prostu niezbędne!
Wyspa niebieskich lisów kupiła mnie już pomysłowym wstępem. Zamiast klasycznie zacząć opowieść ab ovo, autor podsuwa nam krótki rozdział o życiu rozbitków na Wyspie niebieskich lisów (nazwanej później Wyspą Beringa). Dopiero w następnym rozdziale (kiedy już zdobędzie naszą uwagę, szczwany… lis ;)), zabiera się za opis przygotowywania całego przedsięwzięcia i rozpoczęcia wyprawy. Świetne rozwiązanie, dzięki któremu siłą rozpędu można „przebić się” przez wstęp.
Trudy podróży poza skalą
Myślę, że sięgając po tę książkę niemal każdy spodziewa się, że bohaterów będą spotykać trudy i problemy. Mimo to chyba nikt z nas nie byłby w stanie wyobrazić sobie ich skali. Sama przeprawa przez bezdroża Syberii trwała 2–3 lata, a po dotarciu na Kamczatkę należało jeszcze zbudować statki z tego, co znajdzie się na miejscu. Droga prowadziła na około, bo podróżnicy nie posiadali mapy i nie wiedzieli, że mogą skrócić swój szlak, przeprawiając się przez Morze Ochockie. Dziś możemy zerknąć na mapę lub wpisać coś w wyszukiwarkę. Oni musieli podejmować morderczy wysiłek i sprawdzać empirycznie każdy problem, przed którym stawali.
Myślę, że ogrom wykonanej przez nich pracy jest niepojęty z naszej perspektywy. Autor nie przedstawia jednak uczestników wyprawy jako bohaterów. Pisze o cierpieniach, jakich z powodu wyprawy Beringa doświadczyły ludy zamieszkujące Syberię, a udział w wyprawie przedstawia raczej jako morderczy kierat. Podoba mi się, że Bown nie romantyzuje tej wyprawy, a jednocześnie unika suchego, kronikarskiego sznytu. Potrafi zatrzymać uwagę czytelnika dzięki dobremu warsztatowi i przeplataniu faktów z opisem codzienności uczestników ekspedycji.
Doceniam też fakt, że podjął się opisania właśnie tego tematu, by świat nie zapomniał o Vitusie Beringu.
„Nigdy nie opiewano Beringa za życia, a jego sława – i tak niewielka – zbladła w ciągu stuleci i znalazł się on zupełnie w cieniu osiągnięć współczesnych mu odkrywców […]. Jednakże w świetle jego osiągnięć należy mu się miejsce w panteonie wielkich odkrywców, a Wielką Ekspedycję Północną trzeba zaliczyć do najważniejszych wypraw w historii”.
Nie zgodzę się z opiniami, według których ta książka jest trudna w odbiorze. Czytałam ją przez ponad miesiąc, po pracy zawodowej, ogarnianiu wydawania drugiej książki i pracy w pasiece. Zwykle było to kilka stron przed snem. Sięganie po Wyspę niebieskich lisów traktowałam jako nagrodę na koniec pracowitego dnia. To nie ta książka jest trudna. To my jesteśmy przyzwyczajeni do coraz bardziej ogłupiających komunikatów.
Gorzki triumf nad katastrofą
Z mojej perspektywy – nie sposób nie patrzeć na uczestników wyprawy z podziwem, mimo niektórych ich decyzji. Praktyczne umiejętności, wytrwałość i bezsprzeczna odwaga pozwalały im przetrwać najtrudniejsze warunki, poszukiwać rozwiązań problemów. A niektórym – nawet prowadzić dzienniki(!). Mimo plagi szkorbutu, zgubienia się na morzu czy zimowania na nieprzyjaznej wyspie. Steller nie przestawał badać roślin i zwierząt nawet w obliczu katastrofy.
Bown opisuje czasy, w których naukowcy byli bohaterami. Żeglarze wypływali na nieznane wody, szacując ryzyko tylko na podstawie własnych doświadczeń. A szkutnicy budowali okręt na plaży bezludnej wyspy, by wrócić nimi do domu. Dla niektórych – kilka wieków, nudne daty i nic nieznaczące nazwiska, przewijające się gdzieś w zamierzchłej historii. Dla tych, którzy to przeżyli – gorzkie zwycięstwo zdobyte nieludzkim wysiłkiem. A także wypełnienie obowiązku, którego podjęli się, rzucając na szalę życie własne i towarzyszy.
Wyspa niebieskich lisów to jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Jestem pewna, że będę częściej sięgać po książki non-fiction. Polecam każdemu, kto czuje, że tematyka może go zainteresować.
I tym, którzy szukają czegoś nowego, co przełamie ich czytelnicze schematy.
“Choć Wielka Ekspedycja Północna pozostaje najszerzej zakrojoną wyprawą naukową w dziejach – w ciągu niemal dekady objęła swym zasięgiem trzy kontynenty – jej historia, a zwłaszcza historia heroicznej żeglugi przez Pacyfik, nie jest jedynie opowieścią o imperialnej bucie. To historia ludzi, którzy stawili czoła siłom natury, opowieść o zmaganiu się z nieszczęściem i triumfie nad katastrofą, świadectwo ludzkiej pomysłowości w obliczu przeciwności losu, historia dowództwa, które ponosi porażkę i się odradza, opowieść o męstwie w obliczu straszliwego cierpienia, a także o wielkim pragnieniu, by przetrwać i wrócić do domu”.
Wyspa niebieskich lisów – zamów swój egzemplarz
A jeśli mało Ci morskiej tematyki (tak jak mi!), przeczytaj jeszcze o tym, jak żeglarze uczyli się nawigacji z użyciem nieba.
wyspa niebieskich lisów recenzja