Czyli o tym, jak bardzo pisarze lubią sobie związywać ręce.
Od dawna pisuję dłuższe lub krótsze formy, bo zawsze marzyło mi się stworzenie powieści (która powstała!). Początkowo niemal z automatu wybierałam narrację pierwszoosobową. Dopiero później próbowałam swoich sił z trzecioosobową. Różnica jest diametralna i dziwi mnie, że niektórzy pisarze zdają się jej nie zauważać. Lub jeszcze lepiej – ze sposobu narracji, zamiast kluczową, czynią kwestię marginalną.
Mam wrażenie, że narracja pierwszoosobowa króluje zwłaszcza wśród początkujących twórców, mimo że jest trudniejsza. Każdy bohater ma swoje ograniczenia, a ten typ wypowiedzi narzuca je całemu tekstowi. A jeśli tego nie robi, wypada sztucznie i mija się z celem. Przekonanie, że jest się zdolnym lawirować między cechami i ograniczeniami w taki sposób, by tekst na tym skorzystał, jest często zbędnym ryzykiem.
Skąd więc taka popularność tego rodzaju narracji? Czyżby niedoświadczeni twórcy sądzili, że wypadną dzięki niej bardziej wiarygodnie? A może tak bardzo chcą utożsamić się z tworzonym bohaterem, że rezygnują z jakiegokolwiek dystansu, po prostu wcielając się w ukochaną postać? Przy tym, niestety, z uroczą naiwnością ignorują opaskę zakładaną na oczy, sznur związujący im ręce i betonowe skarpetki, w których toną z gracją Titanica.
Nie uważam, że narracja pierwszoosobowa jest zła.
Jest natomiast zdecydowanie nadużywana. Sprawdza się, gdy cały utwór skupia się na jednej postaci i podporządkowuje jej fabułę, albo ma przedstawiać wąski skrawek rzeczywistości. Przykładem świetnie i świadomie wykorzystanej narracji pierwszoosobowej jest cykl o Inkwizytorze pióra Jacka Piekary.
Zazwyczaj jednak wybór zdaje się zupełnie nieprzemyślany. Zupełnie, jakby autor nie był świadom, że odbiera sobie okazję spojrzenia na świat przedstawiony z perspektywy, która często jest zbawienna. Na dodatek narracja trzecioosobowa jest zdecydowanie łatwiejsza i bardziej naturalna dla odbiorcy. Wypowiedź w formie pierwszoosobowej w dzisiejszych czasach nie stanowi żadnej innowacji, która mogłaby przyciągnąć odbiorcę. Za to z zaskakującą łatwością zatrzaskuje pisarzowi przed nosem drzwi do ogromu możliwości.
Narracja pierwszoosobowa często występuje w książkach młodzieżowych. Podejrzewam, że ma przykuwać uwagę odbiorcy. Dzisiejszy czytelnik potrzebuje mocnych bodźców i liczy na zawrotne tempo akcji, kręcąc nosem przy dłuższych opisach. Chce szybko wniknąć w świat przedstawiony, a przy obecnej liczbie dostępnych książek to pisarz, a nie czytelnik, musi zadbać o to, by lektura wciągnęła możliwie szybko. Pytanie tylko, czy warto, dla mnie – czysto retoryczne. Ten efekt da się osiągnąć także przy stosowaniu wypowiedzi trzecioosobowej, czego przykładem jest ogromna popularność serii młodzieżowej „Dary Anioła” Cassandry Clare.
Nie lubię narracji pierwszoosobowej, bo zwykle jest kiepsko poprowadzona. Kiedy rozpoczynam czytanie książki i widzę, że wybór autora padł na ten typ wypowiedzi, automatycznie jestem dużo ostrożniejsza, bo zapala mi się lampka ostrzegawcza. Czy pisarz jest tak pewny swoich możliwości, czy to kolejna ofiara ślepego trafu? Twórcy, życzę Wam, żeby zawsze była to pierwsza opcja.
Spodobał Ci się ten artykuł? Chcesz czytać więcej takich treści? Postaw mi wirtualną kawę! Dziękuję za wsparcie! ♥
Przyznaję, że jestem uczulona na narrację pierwszoosobową. Naczytałam się zbyt wiele złych książek, by przymykać na to oko :)
Mnie np. irytowało w narracji trzecioosobowej, że w kółko powtarzały się imiona. A jak się nie powtarzały, to było “ona, on” i i tak nie wiedziałam, kto to mówi/robi. Choć przyznam, że często głupota głównej bohaterki przechodzi na głupotę całej powieści. Chociaż to też fajnie pokazuje, że np. w wieku 15 lat myśli się nieco naiwnie.
Ta głupota to prawda! Moim zdaniem tylko nieliczni potrafią w ciekawy sposób “zagrać” narracją pierwszoosobową tak, żeby oddała sposób myślenia bohatera. Często naiwność głównego bohatera to niestety rezultat naiwności autora. Na przykład w “Zabić drozda” narracja pierwszoosobowa jest wykorzystana rewelacyjnie. :)
“zawsze marzyło mi się stworzenie powieści (która powstanie!)” – niniejszym zamawiam jeszcze nienarodzony egzemplarz z autografem :D
W sumie bardziej wolimy trzecioosobową narrację i mamy szczęście na taką trafiać. Pierwszoosobową lubimy jedynie w historiach prawdziwych.
Zdecydowanie jestem w grupie fanów narracji trzecioosobowej. Zdecydowanie. Pierwszoosobową uznaję tylko i wyłącznie, gdy postać jest dobrze przemyślana i jeszcze lepiej prowadzona. Inaczej- dokładnie tak jak mówisz- autor sam kopie sobie grób. Długopisem. Czy tam innym piórem.
Ja też zaczynałam od narracji pierwszoosobowej, dopóki nie odkryłam tych wszystkich znakomitości trzecioosobowej. Teraz, kiedy znów mam wrócić do pierwszoosobowej to jest mi nieco trudno, bo muszę się znów niejako związać. Ciekawym jednak zabiegiem jest napisanie czegoś w narracji pierwszoosobowej ale z punktu widzenia kilku osób. Lubię takie rzeczy, bo można pięknie zobaczyć te subtelne niuanse w postrzeganiu świata między wieloma bohaterami.
a ja, jako nieliczna chyba, uwielbiam narrację pierwszoosobową.
może dlatego, że sama bywam egocentryczna? ;)
przecież “Trociny” Vargi czy “Dziewczyna z zapałkami” Janko to literackie majstersztyki.
pozdrawiam :)
“[…]betonowe skarpetki, w których toną z gracją Titanica” – napisz już tę powieść, bo chciałabym ją przeczytać, jeśli użyjesz takiego stylu wypowiedzi. Leżę i kwiczę. Rewelacja. :D
A poza tym – ciekawe spojrzenie. Podsunęłaś mi pomysł na post, bo nie uważam, żeby narracja pierwszoosobowa była łatwiejsza czy trudniejsza niż trzecioosobowa (drugoosobowa jest chyba największym problemem, bo tak mało osób ją stosuje, chyba tylko u Żulczyka się z tym spotkałam, a i to raczej sporadycznie). I nie uważam, żeby pisanie w pierwszej osobie wiązało komukolwiek ręce, jeśli ma odrobinę pomyślunku, bo wówczas również można zastosować perspektywę innych osób, jeśli się chce i potrafi, równie dobrze, jak w trzeciej osobie… No, ale muszę to jeszcze przemyśleć. :D
Dzięki. :D
Pierwszoosobowa jest świetnym rozwiązaniem dla osób, które wiedzą, po co chcą jej użyć. A najczęściej robią to początkujący, którym wydaje się, że zabrzmią bardziej przekonująco, niestety.
Z narracją drugoosobową spotkałam się u Kossakowskiej i moim zdaniem wplecenie fragmentu w takiej formie robi naprawdę mocne wrażenie. A Tobie przypadła do gustu?
Drugoosobowa narracja – “Upadek” Alberta Camus, mistrz.
Ja miałem tak, że odkąd interesowałem się pisaniem (od dawna), zewsząd dochodziły mnie głosy, że narracja pierwszoosobowa nie jest dla byle kogo, że bardzo łatwo zepsuć i wszystko to, o czym tu napisałaś. Wobec tego panicznie się bałem stosowania tej formy i dopiero stosunkowo niedawno trochę się przełamałem.
I lepiej pisze Ci się w pierwszoosobowej czy wróciłeś do trzecioosobowej?
Trudno powiedzieć, piszę tak i tak. Pierwszoosobowa jest wygodna przy pisaniu rzeczy bardziej autobiograficznych, wykorzystywanie jej do pisania o nie związanej z nami bezpośrednio historii jest nieco trudniejsze. Lubię też łączenie obu tych metod, w sensie że pierwszoosobowy narrator opisuje swoje obserwacje, skupiając się bardziej na nich niż na swojej osobie.
Nie mam za to żadnych pomysłów na jakąś większą całość pisaną w pierwszej osobie, jak dotąd używałem jej tylko przy opowiadaniach.
Jak bardzo ja się zgadzam praktycznie ze wszystkim, co piszesz. Również w kwestii narracji. Początkujący – nie wiem, czy wszyscy, ale młodzi na pewno – wybierają pierwszą osobę chyba właśnie dlatego, że chcieliby być bohaterami swojego tekstu. Też za taką nie przepadam, chyba że jest użyta w sposób mistrzowski, bo i z takimi się spotykałam, wtedy jakoś nie zniechęca, wydaje się naturalna, tak samo jak trzecioosobowa. I zgadzam się, że jest bardziej wymagająca, pewne ograniczenia też wprowadza, dlatego chyba nie nadaje się do każdego tekstu. Dla tych, których kusi pierwsza ososba – dobra wiadomość jest taka, że w trzeciej osobie możemy przecież używać narracji personalnej, dyskursywnej – i moim zdaniem – robi robotę, jak to się mówi.
Sama użyłam pioerwszoosobowej, ale to było we fragmencie tekstu – takiej incepcji – gdzie jedna z postaci opowiedziała fragment swojego życia w formie pisanej, ale to bylo zaledwie kilkanaście stron, więc w zasadzie jako wstawka techniczna. No i jeśli się jakieś trafiały fragmenty pamiętnika, czy dziennika w tekście – to też. A jak już koniecznie chce się coś w pierwszej osobie zapisać, bo w trzeciej ni chu chu, to cudzysłów i postać “myśli” :)