Projekt pasja to cykl, którego celem jest przeprowadzenie wywiadu z osobami o stu różnych pasjach. Chcemy wspólnie Was inspirować i pokazywać, że wokół jest mnóstwo możliwości. Czasem wystarczy zwyczajnie… zwiększyć tempo. I pobiec.
Z Kacprem poznaliśmy się na Twitterze. To gość, który pisze blog, biega, a przy okazji zaraża wszystkich pozytywną energią. Może to od tego biegania? Nie wiem, ale pozostając w wygodnej sytuacji obserwatora, postanowiłam podpytać o parę rzeczy.
Od jak dawna biegasz? Jak zaczynałeś?
Jak zaczynałem? Długo i problematycznie. Podrygi do sportu miałem od zawsze, tak jak i problemy ze zdrowiem – alergie, astma, ból w pięcie, krwotoki z nosa… Rany, miałem tyle problemów ze sportem, ile rodzice ze mną. Na szczęście udało nam się je wszystkie zażegnać, dzięki czemu, gdy w Wielkanoc 2016 roku, zjadłszy już chyba około pięć kilogramów mieszanki świątecznej, powiedziałem sobie: “Borucki, jesteś grubasem, musisz coś z tym zrobić, od zaraz!”, byłem w stanie – tak po prostu – wrócić do domu, przebrać się i wybiec na morderczy wtedy dystans 3 kilometrów…
Tak się to wszystko zaczęło… Od powiedzenia sobie „jestem grubasem” w marcu A.D. 2016.
Biegasz dla przyjemności, w wolnej chwili, czy masz zacięcie sportowe? Jakie cele sobie stawiasz?
Wyobraź sobie, że biegnę zrobić życiówkę na 10 kilometrów. Wstaję o piątej rano, zbieram się, nic mi się nie chce, zastanawiam się po co to wszystko, koniec końców się ubieram, wychodzę, podczas biegu nogi bolą, okulary parują, zimno, pot, a w dodatku jak zwolnię, spóźnię się do pracy, więc dokręcam śrubę, przyspieszam, wracam do domu padnięty… Ale życiówka pobita, więc cały dzień siedzę zadowolony z siebie. To w końcu mowa o przyjemności, czy nie? ;)
Dobra, pofilozofowałem, teraz do rzeczy: bieganie jest częścią mojego wolnego czasu, a przyjemność z tego sportu czerpię na wiele sposobów – czasem jest to satysfakcja z zajechania się i pobicia własnego rekordu, czasem przyjemnością jest sam bieg po plaży w Chorwacji o wschodzie słońca…
Cele, jakie sobie stawiam, polegają głównie na przekraczaniu własnych granic na wielu poziomach. Gonienie własnych życiówek i poprawianie swojego czasu w kolejnej edycji tych samych zawodów jest fajne, ale lubię też inne wyzwania – miałem niesamowitą frajdę, gdy pierwszy raz pobiegłem w temperaturze -10˚C, zamierzam pobiec w jeszcze niższej. Innym razem ludzie patrzyli na mnie jak na wariata, gdy pobiegłem o godzinie 17, w upale, ale ja wiedziałem, że jestem w stanie tak biegać. Zdarzyły się też treningi w środku ulewy, w gradzie, raz nawet złapała mnie burza.
Kolejnym celem jest bieganie po górach. Ludzie to robią, ja jeszcze nie miałem okazji, a bardzo bym chciał zmierzyć się z dużymi przewyższeniami. W ogóle myślę, że to właśnie dzięki takiemu podejściu, czyli ciągłemu dążeniu do przekraczania własnych granic, udało mi się przejść cały dystans Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej [M: reportaż Kacpra na ten temat zobaczycie tutaj].
Jak myślisz, dlaczego bieganie ostatnio stało się tak popularne? Uważasz, że to krok w dobrą stronę?
Zdrowy styl życia jest aktualnie promowany przez media i social media, z kolei bieganie, w przeciwieństwie do wielu innych sportów, jest tanie i relatywnie proste. Myślę, że taka kombinacja doprowadziła do powstania swego rodzaju mody. Ludzie lubią się chwalić robieniem modnych rzeczy, a w tym przypadku wystarczy wyjść z domu na pół godziny, trochę się spocić, cyknąć dwie fotki i już jest co wrzucić na Instagram.
Uważam, że to jest dobre dla wszystkich pod wieloma względami. Zwykli, niesportowi ludzie wychodzą z domów i faktycznie zaczynają coś robić dla swojego zdrowia. Jeden, może dwa treningi w tygodniu, a to i tak o niebo lepsze, niż siedzenie z piwkiem przed telewizorem.
Oczywiście minusy też są, choć nie tak oczywiste i daleko idące – na przykład kierowcy nie lubią korków spowodowanych biegami ulicznymi, ani biegaczy wyskakujących zza krzaków, bo słuchawki za bardzo odcięły ich od dźwięków otoczenia. No i pewnie też nie byłabyś zadowolona, gdyby przyjaciółka powiedziała „nie idziemy w ten piątek na piwo, bo idę pobiegać”…
Jaki był najbardziej satysfakcjonujący moment w Twoim życiu związany z bieganiem? Pierwszy sukces sportowy? Pokonanie własnych ograniczeń?
Pierwszy przebiegnięty półmaraton. Nie w zawodach, po prostu podczas któregoś z treningów. Wcześniej wszystkie moje biegi nie wykraczały poza pewne ramy – nie przekraczałem pewnego dystansu, biegałem tylko w tempie, w którym czułem się dobrze, unikałem złej pogody. A ten półmaraton? Po prostu ruszyłem na przekór wszystkiemu i nie wiedziałem, jak to się może skończyć.
Skutek? Zdałem sobie sprawę z tego, że wszystkie te ograniczenia istniały tylko w mojej głowie. Uświadomiłem sobie, że psychika to coś, co w dużej mierze wpływa na wyniki treningów. Zrozumiałem, że dokładanie kolejnych kilometrów, poprawianie kolejnych życiówek i biegi w złej pogodzie nie stoją za żadną barierą i że bariery są tam, gdzie sam je sobie ustawiam, a żeby je przekroczyć wystarczy trochę motywacji i samodyscypliny.
Bieganie to raczej samotny sport? A może uważasz, że łączy ludzi?
Jedno i drugie. W większości znanych mi przypadków ludzie biegają sami, w swoim tempie, zgodnie ze swoim planem treningowym. Jednak gdy dwoje takich ludzi spotka się na mieście, zawsze jest nawiązywany jakiś kontakt wzrokowy, zwykłe „cześć”, czy coś takiego.
Widzisz tego gościa obok mnie na zdjęciu w nagłówku? Biegliśmy razem przez jakieś 5 minut, a do tej pory mamy jakiś przelotny kontakt (pozdrawiam Jacek!). Poza tym, z tego, co wiem, kluby biegaczy organizują wspólne treningi – Biegam Bo Lubię, treningi w Parku Grabiszyńskim we Wrocławiu… No a do tego istnieją całe sieci społecznościowe dla sportowców, czyli Strava, Endomondo i tak dalej…
Uważam też, że biegacz z biegaczem zawsze znajdzie wspólny temat. Przykład: mój Twitter. Często zdarza mi się pisać z osobami o podobnych zainteresowaniach. Nie znam ich osobiście, ale wystarczy wrzucić zdjęcie z ostatniego treningu i reakcja na tweeta jest prawie pewna. Drugi przykład: zawody sportowe. Atmosfera zawsze świetna – po przekroczeniu mety idziesz coś zjeść i brakuje miejsca przy stole? Nie ma problemu, zapytaj kogokolwiek o wolne miejsce na ławce, praktycznie zawsze usłyszysz „siadaj”, a jak już się dosiądziesz, to pewnie dostaniesz też swoje pięć minut na podzielenie się wrażeniami po starcie. :)
Wyobraźmy sobie, że od jutra chcę zacząć biegać (ha, ha). O co, według Ciebie, powinnam zadbać i jak sprawić, żebym nie zniechęciła się zbyt szybko?
Od jutra? A czemu nie od dziś? :)
Zacznij od przygotowania sobie stroju i butów. Czegoś brakuje? Dokup, ale w miarę tanio na początek, choć tak naprawdę wystarczą zwykłe dresy, t-shirt i buty za 80PLN. Po prostu strój do biegania ma na Ciebie czekać. Ludzie często gubią motywację, szukając ubrań w szafie.
Druga sprawa: szybkie działanie. Nie zastanawiaj się przed startem, bo to zawsze kończy się czymś w stylu „wczoraj nie padało, dzisiaj też nie, ale nie idę, bo jutro może zacznie”. Trzeba to zrobić „szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”, jak mawiał filozof – im mniej czasu dasz sobie na myślenie, tym mniej argumentów przeciw znajdziesz. Co ciekawe, z autopsji wiem, że im większą czuje się niechęć do wybiegnięcia, tym trening jest przyjemniejszy.
Trzecia sprawa: cierpliwość. Mój młodszy brat, piłkarz, raz bez żadnego przygotowania przebiegł półmaraton. Wykręcił całkiem niezły czas, ale co z tego, skoro to był jego ostatni trening? Nogi bolały go przez tydzień, a jak przestały, to stracił cały zapał do biegania i dał sobie spokój. Dołożył do pieca, aż zgasło. Nie ma sensu przeholowywać na samym początku. To prosta droga donikąd. Lepiej systematycznie dokładać kilometry do treningów, treningi do planów. Wtedy najlepiej widać progres. Trzeba tylko dać sobie czas na zrobienie tego progresu.
Nie wiem, jak Wy, ale ja czuję się zmotywowana. To niepokojące! Kacper, wielu, wielu sukcesów, zarówno na własnych treningach jak i w zawodach. Dziękuję za rozmowę!
Foto: knocik.pl