Wyścig z nieznaną przyczyną choroby w czasach, w których środki dezynfekujące były uznawane za fanaberię – brzmi jak początek dobrej fantastyki? To opis rzeczywistości sprzed niespełna 140 lat.
Czasem jest tak, że jakaś książka rzuci mi się w oczy po przeczytaniu tytułu, zaledwie paru zdań opisu lub z powodu pierwszego wrażenia. Wtedy nie czytam już dokładnych informacji na jej temat i tak było w tym przypadku. Przyznam, że założyłam, że Cudowny lek. Robert Koch, Ludwik Pasteur i prątki gruźlicy, T. Goetz jest powieścią bazującą na prawdziwych wydarzeniach, ale okazał się książką popularnonaukową.
I cieszę się, że tak się stało.
Cudowny lek (Goetz) to opowieść o wydarzeniach z końca XIX wieku. Gruźlica jest powodem jednej trzeciej zgonów, a ludzie nie mają pojęcia jak z nią walczyć. Na ulicach roi się od szarlatanów gotowych sprzedać najdziwniejsze przedmioty, które mogą pomóc w walce z chorobą, ale łatwo się domyślić, że ich działanie jest – w najlepszym przypadku – żadne.
W takich czasach w Prusach – na terenie dzisiejszej Polski – rozpoczyna praktykę Robert Koch, wiejski lekarz. Zdobywa trochę doświadczenia, przebywając na froncie jako lekarz. W niewielkiej miejscowości, w której otwiera praktykę, zaczyna równocześnie swoje pierwsze badania i odnosi pierwsze sukcesy. Jest skrupulatny, dokładny i cierpliwy, a po zamknięciu gabinetu dla pacjentów – do późnej nocy pochyla się nad mikroskopem. Odkrywa, że choroby wywołują bakterie i postanawia ogłosić to światu.
Okazuje się jednak, że Koch ma potężnego konkurenta.
Wkrótce między nim a Ludwikiem Pasteurem rozpoczyna się zażarta rywalizacja. Kto dokona przełomowego odkrycia i odda zasługę milionom chorych, znajdując lek na gruźlicę?
Artur Conan Doyle był równie ciekaw jak Ty. Świeżo upieczony lekarz, czasem piszący coś dla rozrywki, z zainteresowaniem przygląda się dwóm badaczom. Sherlocka Holmesa stworzy dopiero przyszłości. Wydarzy się wtedy coś jeszcze – żona Doyle’a zapadnie na gruźlicę.
„W nauce zasługi przypisuje się człowiekowi, który przekona świat, a nie temu, który pierwszy wpadł na jakiś pomysł.” (Francis Darwin)
Powiem prosto: Cudowny lek (Goetz) jest rewelacyjny.
W liceum byłam w klasie bio-chem i nadal bardzo interesuje mnie wszystko co związane z biologią. Trudno się dziwić, że książkę Goetza przeczytałam z ogromnym zaangażowaniem. Jest napisana lekko i nieustannie intryguje czytelnika, który jest ciekaw dalszego rozwoju wydarzeń. Tym bardziej, że przecież nie dotyczą żadnego fikcyjnego świata tylko realiów życia naszych prapradziadków.
Cudowny lek angażuje bardziej niż niejeden kryminał, konflikt między naukowcami trzyma w napięciu i czytelnik wręcz musi się dowiedzieć, jak przebiegały dalsze wydarzenia. A przy okazji zdobywa ogrom wiedzy, którą przyswaja mimochodem, z czystej ciekawości. Rzadko trafia mi się książka, która tak realnie potrafi mnie zaangażować, zadziwić i zafascynować.
„Balas i Boren stwierdzili, że między zakończeniem badań (…) i zastosowaniem wyników w praktyce mija przeciętnie siedemnaście lat.”
Jestem pod wrażeniem pracy, którą musiał wykonać autor.
Wymagała dokładnego poznania przynajmniej trzech życiorysów, które stykały się i przeplatały, wywierając na siebie wpływ. Domyślam się, że musiał przekopać tony materiałów, a następnie nie tylko wybrać te najbardziej wartościowe, ale też ubrać informacje w słowa, które trafią do zwykłego odbiorcy, będą przystępne w odbiorze i zaciekawią go. Zdaję sobie sprawę, że temat bakterii można przedstawić śmiertelnie nudno. Goetz uniknął tego z niezwykłą lekkością. Mam wrażenie, że jest zafascynowany tym tematem i umiejętnie potrafił zarazić – słowo-klucz! – swoją fascynacją czytelników.
„Środki do dezynfekcji – zaproponowane przez Josepha Listera rozwiązanie wzbudzające kontrowersje w salach operacyjnych w latach sześćdziesiątych XIX wieku – zaczęto powszechnie stosować w gospodarstwach domowych. Pierwszy z tych środków nosił nazwę – a jakżeby inaczej – Listerine.”
Autor unika plotkarskiego tonu. Rywalizację naukowców i obecność Doyle’a przedstawia ze smakiem, bez wyraźnej stronniczości, ale przy tym jego opis nie brzmi jak suche sprawozdanie. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo przemyślany został Cudowny lek. Jest dla mnie prawdziwą perełką, która powinna zainteresować każdego, kto interesuje się historią, biologią, Sherlockiem Holmesem, albo po prostu otaczającym nas światem. Nadal nie mogę uwierzyć, że przez niecałe 140 lat zmieniło się tak wiele. I pozostaję pod ogromnym wrażeniem tego, jaką determinacją musieli wykazać się naukowcy, którzy budowali fundamenty dzisiejszej nauki.
„Odkryty przez niego (Roberta Kocha) proces nie jest szczepionką, którą można wstrzyknąć, ani pigułką, którą można połknąć, lecz powszechnie przyjętą koncepcją, trwałą zmianą w sposobie myślenia człowieka.”
*
Jeśli podoba Ci się to, co robię, postaw mi wirtualną kawę! Dzięki takiemu wsparciu mogę więcej czasu poświęcać blogowi, pisaniu i moim pszczołom. ♥
To brzmi naprawdę dobrze :D Akurat czytam taką książkę popularnonaukową o historii książki i jest świetna, mam nadzieję, że jest to coś podobnie dobrze napisanego. Szczególnie że historię książki będę miała i tak na uniwerku, a o biologii i chemii już nikt niczego mnie nie nauczy, muszę sama…
Bo jest naprawdę dobra! :D I też lubię uczyć się nowych rzeczy na własną rękę. ^^
Nie mogę czytać takich ksiązek z racji wykonywanego zawodu. Po prostu wkurzam się niemiłosiernie wtedy ;)