You are currently viewing Czy nadajesz się do pracy ze zwierzętami?

Czy nadajesz się do pracy ze zwierzętami?

Zatrudniłam się jako pomoc w stajni, by sprawdzić, praca ze zwierzętami to moja bajka. Jeśli myślisz o podobnej ścieżce, moje doświadczenie może Ci się przydać.

Zacznijmy od banału, bo to nic nie kosztuje – uwielbiam zwierzęta, więc uznałam, że praca z nimi byłaby świetnym pomysłem na życie. Praktyki w lecznicy weterynaryjnej, a potem weekendowa opieka nad końmi dały mi obraz tego, jak wygląda zajmowanie się zwierzętami na co dzień. Tu nie chodzi już o spacery z własnym psem czy nakarmienie kota. Okazało się, że to zupełnie inny kaliber. I pewnie domyślasz się, że są dwie strony medalu, choć na pierwszy rzut oka błyszczy całkiem ładnie. Myślę, że jest kilka ważnych aspektów, bez których nie ma sensu myśleć o pracy ze zwierzętami, bo można się bardzo rozczarować.

Praca ze zwierzętami = praca z ludźmi

Jeśli ktoś myśli, że taki rodzaj pracy pozwoli mu uniknąć kontaktu z własnym gatunkiem to… myli się okrutnie. Ludzie pojawią się zawsze. Często równie zakochani w zwierzętach jak pracownik. Często bez wiedzy na ich temat, ale przekonani, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ich podopiecznego lub zwierzaka, którym Ty się zajmujesz. Przykład? W stajni mieliśmy notoryczny problem z dokarmianiem koni odpadkami. Na nic zdawało się tłumaczenie, że obierki od kabaczka, kapusta albo ciasto to nie jest dl nich odpowiednia dieta. Pozostawało… być czujnym.

Podczas praktyk weterynaryjnych widziałam to jeszcze dokładniej. Tam kontakt z ludźmi jest właściwie nieustanny, przy czym towarzyszy mu cała gama emocji – od euforii spowodowanej pierwszym szczepieniem szczeniaczka, przez stres podczas operacji ukochanego kota, po łzy podczas eutanazji. Slogan „im lepiej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta”, tak chętnie używany przez wszystkich tru-miłośników, w lecznicy można sobie wsadzić do torby i wyjąć po pracy. Często pomoc polega w takim samym stopniu na diagnozie i leczeniu, jak na rozmowie z właścicielem zwierzęcia, edukacji i wsparciu. Zresztą, do weterynarza-gbura nikt nie wróci.

Współpracownicy – kolejni ludzie, z którymi ma się do czynienia – nie będą tylko kimś, komu rzucacie „cześć”, wchodząc do biura. Oni stają się wręcz przyjacielem na wspólnej linii frontu. Czasem denerwują, miewają też inne podejście do zwierząt niż Ty, ale na samą myśl, że pomogą w razie potrzeby, można czasem poczuć ogromną ulgę. Tu jest jednak pewien haczyk – możesz trafić na kogoś, z kim złapiesz wspólny język albo na kogoś, kogo zachowanie będzie wręcz szkodliwe, dlatego trzeba mieć oczy szeroko otwarte. W końcu nie chodzi tu o niepoprawnie uzupełnione dokumenty czy zawalenie terminu projektu, tylko o dobro zwierząt, które przecież kochasz.

Przyznam, że właśnie kontakt z ludźmi to w tej pracy jeden z aspektów, który podobał mi się najbardziej. Zwierzęta mają niesamowitą moc zbliżania ludzi. Dzięki nim zawsze znajdzie się wspólny temat, zawsze zrobią coś, co wywoła uśmiech lub skusi do podzielenia się wspomnieniem. To momenty bycia z drugą osobą – choćby nieznajomą – na sto procent. Bardzo wartościowe i pozytywne. Dlatego nie ma sensu wybieranie pracy ze zwierzętami, by uciec od ludzi. Taki plan po prostu nie wypali.

praca ze zwierzętami - obrazek

Wiedza najważniejsza

To jasne, że w każdej pracy, by być naprawdę dobrym, trzeba się nieustannie dokształcać. Myślę, że w pracy ze zwierzętami jest to o tyle ważne, że łatwo wpaść w pułapkę mitów i szkodzić podopiecznym. Dlatego konieczne jest poznawanie zachowań gatunków, które mamy pod opieką, rozwiązań, które mogą poprawić ich warunki i chorób, by w porę rozpoznać pierwsze objawy. Tu znów widać zaletę kontaktu z ludźmi, a zwłaszcza współpracownikami – wymiana doświadczeń może być niezwykle cenna. A kiedy wróci się z pracy do domu, w ramach odpoczynku dobrze jest zająć się czytaniem specjalistycznych książek i artykułów. Od wiedzy opiekuna zależy bezpieczeństwo zwierzęcia i osób, które mają z nim kontakt, a czasem także zdrowie i życie naszego podopiecznego.

Przeczytaj o pracy ze zwierzętami z punktu widzenia weterynarza – Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele

Brudna robota

Rzecz oczywista, ale często spychana w słodką otchłań nieświadomości przez osoby, które chciałyby pracować ze zwierzętami, ale nigdy nie miały okazji spróbować. Taka praca zawsze jest wymagająca fizycznie, bez względu na gatunek, którym będziemy się zajmować (jeśli uważacie, że rozmiar ma znaczenie, przyznam, że podczas praktyk wolałam, gdy naszymi pacjentami były świnie niż koty). To, że mój pies nie ma odpychającego zapachu nie oznacza, że do lecznicy nie przyjdzie pani ze starym jamnikiem, który pachnie zupełnie inaczej. Praca przy koniach natomiast to nie tylko karmienie ich pachnącym sianem, ale też sprzątanie tego, co pozostanie po sianie, gdy przemierzy już krętą drogę końskiego brzucha.

Na początku moich zajęć w szkole weterynaryjnej sporo osób zrezygnowało, gdy dowiedziały się, że poza psami i kotami będziemy zajmować się także dużymi zwierzętami. Bo leczyć krowę lub świnię? Fuj!

Praca przy zwierzętach często wymaga przebywania na świeżym powietrzu. Letnie wieczory były cudowne, ale zimowe poranki, z latarką w zębach i zamarzającą wodą chlapiącą na buty bywały upierdliwe. Dress-code obowiązujący w pracy nabiera zupełnie nowego znaczenia, gdy zaczynasz zazdrościć koleżance, że zmieści w butach aż trzy pary grubych skarpetek, a Ty tylko dwie.

praca ze zwierzętami - obrazek

To nadal mój zakres obowiązków?

W pracy ze zwierzętami nie istnieje sztywny wykaz obowiązków. To znaczy – istnieje, ale zawsze znajdzie się coś jeszcze, co wymaga naszej uwagi. Latem wpadałam do stajni w ciągu dnia, by sprawdzić, czy konie nie wypiły całej wody i nie będą spragnione. W lecznicy śniadanie zjadałam w biegu, gdzieś między dosypywaniem siana królikom, przynoszeniem szczepionki na wściekliznę i karmieniem aksolotla dżdżownicami. Przy zwierzętach praca jest zawsze. A jeśli myślisz, że zrobiłeś już absolutnie wszystko – Twoi podopieczni coś zepsują albo pogoda każe Ci szybko schować pozostawiony na zewnątrz sprzęt. Masz jak w banku.

Co myślę o swoim doświadczeniu?

Teraz już wiem, że mogłabym pracować ze zwierzętami. Zdałam sobie sprawę, że to ciężka praca, ale nie pod względem fizycznym – ten aspekt jest oczywisty. Dla mnie była dużo bardziej obciążająca pod względem psychicznym. Zdarzało się, że ktoś zawalił z dostawą słomy, siana czy owsa, że Lawina (klacz) czuła się gorzej.

Praca ze zwierzętami nie jest fachem od-do. Nie jest tak, że zamykasz firmę i nie obchodzi Cię nic więcej, nie jest pracą przez osiem godzin dziennie. Angażuje emocje na stałe. Dla mnie było to wyczerpujące. Wściekałam się, gdy księgowa mówiła, że nie ma środków na weterynarza. Podczas praktyk w lecznicy dostawałam wewnętrznej białej gorączki, gdy właściciel wykazywał permanentny brak mózgu. A potem trzeba było ochłonąć i analizować, i tłumaczyć sobie, że na niektóre rzeczy nie mam wpływu. Ale mam wpływ na to, czy konie pójdą spać w czystych boksach, czy dostaną świeżą wodę i mizianko na dobranoc. Drobne rzeczy są ważne. Takie momenty kolekcjonowałam jak skarby – bo dla mnie takie były.

Jeśli myślisz o pracy ze zwierzętami, sprawdź się w niej możliwie szybko. Z jednej strony możesz uniknąć dalszych rozczarowań i skonfrontować marzenia z rzeczywistością – rzecz czasem bolesna, ale jakże pouczająca. Z drugiej strony – może się okazać, że należysz do tej dziwnej części społeczeństwa, która lubi wstawać z samego rana, by nakarmić zwierzęta, posprzątać po nich i mieć dziką satysfakcję z tego, że mogłeś się nimi zaopiekować. I chociaż najczęściej będziesz miał ochotę powyrywać im ogony z tych futrzastych dup, będziesz wiedział, że nie wyobrażasz sobie siebie gdziekolwiek indziej. I to właśnie jest najlepsze.

czarna czarna ton baner

Ten post ma 14 komentarzy

  1. Zwierzęta, to kompletnie nie moja bajka. To znaczy mam kota (albo ona ma mnie), ale jesteśmy “swoi”. Na inne koty, psy, ptaki i w ogóle wszystko patrzę z dużą dozą nieufności. Czasami pogłaszczę, jeśli futrzasty osobnik się tego domaga, a potem szybko wycofam. A w domu czeka na mnie ruda kulka, która jest częścią rodziny i tyle.
    Ale bardzo, bardzo podobał mi się Twój tekst i opis Twoich doświadczeń. Dla mnie to inny świat, ale lubię poznawać inne światy (z reguły z daleka :P ). Czytałam z prawdziwą przyjemnością. :)

  2. Hipis

    Jako dziecko (jak chyba każdy) uwielbiałam zwierzęta, na szczęście u mnie przełożyło się to od razu na czytanie książek o hodowli psów (psy były na pierwszym miejscu) i przeróżnej literatury przygodowej o losach różnych właścicieli stadnin, weterynarzy i innych ludzi pracujących ze zwierzętami. Więc o sprzątaniu stajni, wstawaniu bladym świtem i leczeniu krów dowiedziałam się na tyle wcześnie, żeby nie robić sobie złudzeń, że będę kiedyś tak pracować :D

    1. Takie książki mają swój urok, bo też je kiedyś lubiłam, a i teraz od czasu do czasu nie pogardzę. :D

  3. świetny tekst. uwielbiam mojego psa, uwielbiam zwierzęta, ale w takiej pracy bym się nie sprawdziła. pozdrawiam :)

  4. pomiedzy-ksiazkami

    Kocham zwierzęta, lubię się nimi opiekować, zajmować itd., ale nie wyobrażam sobie siebie w zawodzie weterynarza. W końcu zwierzęta o nie tylko pieski, kotki, ale też większe zwierzęta. Bardzo szanuję ludzi w tym zawodzie, strasznie trudna fucha.
    Pozdrawiam,
    Ola z pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com

  5. coosure

    Od zawsze uwielbiałam zwierzaki i chętnie podjęłabym się pracy z nimi.. jestem świadoma obowiązków i tego, że faktycznie nie jest to zabawa. Każdy gatunek potrzebuje czegoś innego, ale jak najbardziej jestem nadal za tym by robić coś w tym kierunku :)

    1. Super, mam nadzieję, że będziesz miała okazję spróbować, bo to naprawdę niesamowite przeżycie, które zostałoby Ci w pamięci na zawsze. I na pewno dałoby mnóstwo satysfakcji. :)

  6. Michał Bratos

    Trafny tekst, sam pracuje od nastu lat ze zwierzętami i wiem jak to wygląda. Dodam jeszcze że strasznie trudne jest jak chcesz pomóc ale z jakiegoś bezsensownego, papierologicznego powodu nie możesz :(
    * Od lat wybieram najbardziej gburowatych weterynarzy ;P stawiam umiejętności ponad PR ;P
    Do mojego weta od “piesków i kotków” bez kija nie podchodź ;P

    1. U mnie akurat wet jest miły, ale od koni mieliśmy genialnego, choć strasznie gburowatego kowala. :D Kopyta robił dwóm koniom w 10 minut, włączając w to przerwę na papierosa, ale umówić się z nim to był koszmar. ;)

      Z tą pomocą się zgodzę, miałam podobne doświadczenia. :(

  7. Zocha27

    Fajny tekst! Ja bym jednak dodała fragment o tej jeszcze bardziej nieoczywistej części pracy ze zwierzętami, a mianowicie o.. wykształceniu.
    Sama przez wiele lat myślałam, że chcę pracować ze zwierzętami jako behawiorysta. Wszystko miałam w głowie zaplanowane. Poszłam do liceum na profil biol-chem.
    I to był największy błąd mojego życia i najlepsze co mnie mogło spotkać jednocześnie :)
    Okazało się, że po prostu kompletnie nie jestem ścisłowcem. Owszem, miałam dużą wiedzę przyrodniczą (znałam mnóstwo gatunków zwierząt mieszkajacych w Polsce, wiedziałam gdzie są parki narodowe, mogłam z głowy powiedzieć wiele ciekawostek o przyrodzie itd) ale niestety – na biologii uczyliśmy się o tkankach (koszmar), musieliśmy wkuwać schematy rozmnażania paprotników (po co?) i uczyć się o organiźmie człowieka (czasem mnie nieco mdliło). Nie wiem czy w ciągu 3 lat liceum chociaż 10 razy mogłam się ”pochwalić” swoją wiedzą. Jak do tego doszła jeszcze chemia, przez którą ledwo dałam radę zdać do ostatniej klasy…
    Miałam dość. Na początku klasy maturalnej zaczęłam się uczyć geografii. Sama, tylko z repetytoriów. Cóż, na maturze mój wynik z geografii był lepszy od tego z biologii o 45 %..

    I choć robię sobie teraz rok przerwy od nauki to jestem pewna, że nie pójdę na studia nigdzie gdzie będzie choć nieco bardziej zaawansowana chemia lub biologia. Wiem, że mamy mnóstwo kursów na behawiorystę gdzie nie wymagają matury z biologii ale po prostu czuję, że to jednak nie dla mnie i lepiej się odnajdę w czymś innym :)

    1. Hej, trafna uwaga. :) O wykształceniu chcę napisać trochę innym razem. Też byłam na bio-chemie, ale, choć bardzo go lubiłam, wybrałam polonistykę, w międzyczasie robiąc technika weterynarii w szkole policealnej. Fakt, że dziś te kursy nie wymagają wykształcenia kierunkowego, ale myślę, że trzeba bardzo na nie uważać. Na pewno jest duża różnica między np. weekendowym kursem instruktorskim a takim, który trwa trzy miesiące, mimo że uprawnienia dostaje się takie same (mówię tu akurat o instruktorze jazdy konnej).

      Mam nadzieję, że znajdziesz coś, co sprawi Ci satysfakcję. :)

      1. Zocha27

        O kurcze, o takiej rozbieżności w nauce chyba jeszcze nie słyszałam!
        Na pewno trzeba uważać, chociaż i tak mam wrażenie ze trenerzy bez odpowiednich kwalifikacji po prostu nie znajdą klientów. Bo jednak na pomysł wydawania pieniędzy ma psiego psychologa nie wpada duża część Polaków :p Ci którzy już wpadną coś tam już raczej wiedzą i nie wybiorą pierwszego lepszego.

        A moja historia z biol chemem tylko pokazuje że zanim będziemy mogli uczyć się tylko tego czego chcemy, czeka nas długa droga uczenia się rzeczy które nas zupełnie nie interesuja. I przed tym się nie ucieknie ;)

        1. Myślę, że tego czego chcemy możemy uczyć się tylko samodzielnie. ;) Bo nawet jak byłam na tym techniku weterynarii to i tak robiliśmy rzeczy, które nieszczególnie mnie interesowały – jak prawo, procedury w rzeźni czy obliczanie dawek pokarmowych. Ale były na pewno potrzebne do wykonywania zawodu.

Dodaj komentarz