W latach ‘70 XX wieku powstał termin „syndrom Bambiego”. Doskonale opisuje przynajmniej połowę internetowych miłośników natury i bynajmniej nie jest to dobre zjawisko.
Syndrom Bambiego to termin opisujący ludzi, którzy infantylizują i idealizują naturę, zwłaszcza „charyzmatyczne” zwierzęta, odbierane przez ludzi jako urocze lub piękne.
Zazwyczaj (niestety!) idzie w parze z niskim poziomem wiedzy na temat zwierząt. Posiadacz takiego syndromu opiera swoje postrzeganie natury na własnych wyobrażeniach, pięknych zdjęciach i ciekawostkach z internetu, a nie na faktycznym stanie rzeczy.
Czy cierpisz na syndrom Bambiego?
Syndrom nazwany imieniem uroczego jelonka z bajki Disneya to takie opowiadanie natury na nowo. Chętnie uskuteczniają to filmy, reklamy, a nawet książki — np. tak popularne obecnie pozycje przyrodniczych, które czasem pokazują naturę w samych superlatywach. Dla ludzi, którzy mają niewielki kontakt z dziką fauną i florą, informacje zdobywane za pośrednictwem internetu i innych źródeł to jedyne źródło wiedzy. A ponieważ informacje są ładnie podane, proste w odbiorze i łatwe do akceptacji, są chętnie przyjmowane jako pewnik. To tak, jakby uprzeć się, że medal ma tylko jedną stronę.
Osoby wykazujące syndrom Bambiego są przekonane, że wszystko, co związane z naturą jest piękne, dobre i bezradne. Człowiek z kolei jest z gruntu złą, niszczącą siłą. Ten kontrast chętnie podkreślają i przejaskrawiają. To absurd, ponieważ równocześnie takie osoby z uporem maniaka antropomorfizują naturę. Podkreślmy — nadają jej cechy ludzkie, mimo że uznają człowieka za złego. Lekka hipokryzja?
Osobiście rozszerzyłabym pojęcie syndromu Bambiego także na zwierzęta gospodarskie i domowe, które są traktowane jak ludzie w futrach. To nie jest dobre ani dla człowieka, ani tym bardziej dla zwierząt. Te ostatnie często cierpią przez to, że nie mogą przejawiać naturalnych zachowań lub są utrzymywane w nieodpowiednich warunkach — np. są przekarmiane, żywione nieodpowiednim dla nich pokarmem, lub mają ograniczoną możliwość ruchu.
Epidemia syndromu Bambiego
Jestem przekonana, że ochrona przyrody i ruchy proekologiczne są bardzo potrzebne. Jednak skrajne zachowania, które coraz częściej widuję np. w social mediach, są co najmniej niepokojące.
Zwierzęta domowe są traktowane jak ludzkie dzieci, co według mnie przekłada się na dużą bezdomność. Właściciele chcą dla swoich psów i kotów traktowania na równi z człowiekiem. Równocześnie, gdy pojawiają się problemy, są zaskoczeni i zupełnie nieprzygotowani na ich rozwiązanie. Zwierzę ma się zachowywać i wyglądać jak interaktywna maskotka. Nawet kosztem jego dobrostanu i zdrowia.
Zwierzęta gospodarskie przez niezaznajomionych z tematem miłośników natury są postrzegane jako zamknięte w niewoli istoty, które powinny żyć na wolności. Spotkałam się nawet z tym, że organizacja prozwierzęca wrzuciła zdjęcie zwykłej, małej obory (żaden chów przemysłowy). Bydło w dobrej kondycji, na czystej ściółce, a hejt i szok ludzi w komentarzach były wręcz porażające. Inna sytuacja: weterynarz, z którym miałam zajęcia w szkole policealnej, odpowiadał za stan zdrowia stada półdzikiego bydła, utrzymywanego całorocznie na dużych pastwiskach. Właściciela bydła regularnie odwiedzała policja, wysyłana przez ludzi zszokowanych tym, że krowy i cielaki przebywają na mrozie. Tymczasem zadaszona wiata stała pusta, bo zwierzęta… po prostu chciały być na zewnątrz.
Ciekawe, że nawet grupa wegan zorganizowała kiedyś akcję „wyzwolenia” krów z gospodarstwa. Zwierzaki, puszczone samopas, dorwały się do zapasów paszy i część z nich umarła z przejedzenia. Co jakiś czas jakaś mądra organizacja wpada też na pomysł uwolnienia lisów z ferm futrzarskich. Lisy giną potem w lasach i na drogach, niedostosowane do życia na wolności.
Czas trochę ochłonąć
Współczesne media uwielbiają podkreślać czarno-biały wizerunek świata, więc siłą rzeczy także natura i zwierzęta są umieszczane w ciasnych ramkach ludzkiego widzimisię. W syndromie Bambiego laur zwycięstwa należy się weganom-fanatykom, którzy żądają dla zwierząt takich samych praw, jak dla ludzi. Tyle że zwierzęta nie potrzebują takich praw. Nie jest to dobry kierunek. To jedynie potwierdzenie bardzo powierzchownej wiedzy i zaangażowania przesadnych emocji.
Obecna sytuacja z płonącą Australią również świetnie pokazuje, jak bardzo wiele osób walczy o ratowanie natury zgodnej z ich przekonaniami. Zdjęcia małych kangurków i obandażowanych misiów koala robią szalone kółka wokół internetu. Równocześnie jakoś niewielu jest chętnych do ratowania — być może równie zagrożonych — gadów czy płazów lub planowania rekonstrukcji naturalnych siedlisk. Specjaliści zostają zagłuszeni przez rozemocjonowanych ratowników koali. Wpłacanie datków i równocześnie wcinanie mięsa, którego produkcja solidnie przykłada się do stanu klimatu, to idealny przykład syndromu i światopoglądowego rozdwojenia jaźni.
Sposób na syndrom Bambiego?
Rozumiem, że im mniej ma się styczności z naturą, tym bardziej się ją idealizuje. Świetnie widzę to po sobie — cudownie jest oglądać piękne zdjęcia koni lub psów w internecie. Fotki nie pokazują, jak bardzo koń lub pies potrafi zirytować swoim zachowaniem, zmartwić nagłą dolegliwością. Ilu drobnych, niezauważalnych na zdjęciu działań wymaga utrzymanie zwierzaka w dobrej kondycji. Nawet nie chcę myśleć o tym, jak płytko wielu z nas postrzega dziką naturę.
Jedynym sposobem na walkę z syndromem Bambiego wydaje się edukacja, ale w tym przypadku postawię na realizm. Ludzie wolą rozczulającą fotkę niż poznawanie prawdy, czasem burzące tworzone przez lata mity.
Dobrym początkiem jest wykonywanie małych, codziennych kroków. Zastanawianie się, czy zwierzęta, które mamy pod opieką, naprawdę potrzebują tego, co im dajemy. Czy naprawdę smakołyk w kształcie serduszka ze sklepu zoologicznego jest lepszy niż surowa ryba lub chrząstka dla naszego psa czy kota? Widziałam już parokrotnie przerażenie w oczach ludzi, gdy mówiłam, że Joy lubi jeść surowe rybie łby i indycze szyje. Nie mam złudzeń, że ci ludzie postawią właśnie na kolorowy smakołyk, w którego składzie praktycznie nie ma mięsa.
Tymczasem natura jest piękna dokładnie taka, jaka jest. Nie potrzebuje do tego naszych wyobrażeń, które bywają szkodliwe. Pozostaje taka sama wtedy, gdy widzimy małą sarenkę, i wtedy, gdy sarenkę zeżre wilk. Syndrom Bambiego paradoksalnie pokazuje, za jaki pępek świata się uważamy, przypisując ludzki system wartości całemu światu. Nie tędy droga.
Jeśli podoba Ci się to, co robię, postaw mi wirtualną kawę! Dzięki takiemu wsparciu mogę więcej czasu poświęcać blogowi, pisaniu i moim pszczołom. ♥
O znam jak takich, którzy ze swojego psa zrobili synusia.
Ludzie uwielbiają emocje, dlatego rozczulają się nad kotkami, płaczą nad spalonymi w pozarach kangurami. Nie ma w tym nic złego. Tylko skoro tak kochają zwierzęta, to czemu nie przejmują się zmniejszającą populacją wróbli? Ćwirki nie są cool? Czemu też nie potrafią zajmować się swoim psem lub kotem. Nie chce czytać się porządnych publikacji, więc wierzą w durne porady na portalach. Często są wręcz szkodliwe. Odkąd moja żona szkoli się na behawioryste, nawet ja widzę, że 90% ogólnodostępnych materiałów to kit.
Wypromowanych gwiazdek jak Milan nawet nie komentuje…
Hehe, jak miałam psa to on siedział na fotelu ja na podłodze :P Chyba też miałam problem :P Natomiast zwierząt leśnych, dzikich nie tykam, chociaż też mnie rozczulają.
jest nawet takie określenie “bambiniści” i “bambinizm”. Cackanie, głaskanie i cmokanie w nadmiarze zawsze jest złe ;)
Bardzo spodobał mi się Twój wpis na blogu, czy korzystałaś może z jakiś materiałów lub książek, do poszerzenia swojej wiedzy w tym temacie? Jestem w trakcie robienia dyplomu z ceramiki i tematem, który wybrałam jest syndrom Bambiego, Twój tekst w dużej mierze pokrywa się z moim poglądem odnośnie tematu. Dziękuję za Twoją wypowiedź :)
Cześć, cieszę się, że tekst okazał się dla Ciebie wartościowy. :) Niestety nie trafiłam na żadne książki o tej tematyce.
Witam, bardzo mi się spodobał Twój tekst. Również uważam, że część ludzi oględnie mówiąc przesadza ze swoim podejściem do zwierząt, co prawda nie sądzę, żeby mieli złe intencje, wręcz przeciwnie, natomiast wydaje mi się, że chcą zbyt dobrze, a wiadomo, że jak chce się coś zrobić zbyt dobrze, to może wyjść wręcz odwrotnie. Ludzie zapominają, że natura wcale nie jest głupia i potrafi też sama o siebie zadbać. Cieszy mnie też podany przez Ciebie przykład z sarenką i wilkiem, ponieważ zdarzało mi się spotkać ze stwierdzeniem, że drapieżniki, takie jak wilki, niedźwiedzie, lwy itp są z gruntu złe, bo żywią się innymi zwierzętami, a przecież one wcale nie są złe, robią to tylko po to, żeby przeżyć. Tak je ukształtowała natura i tysiące czy miliony lat ewolucji.
Cześć, dziękuję za Twój komentarz. Bardzo się cieszę, że tekst Ci się spodobał. :) Ludzie, którzy twierdzą, że drapieżniki są “złe”, mają, moim zdaniem, bardzo duże braki w edukacji – niestety w szkołach nadal ważniejsze jest pokazywanie budowy pantofelka.
Dziękuję za Twoją odpowiedź :). Również uważam, że to wina niewłaściwej edukacji i braku wiedzy, co zresztą jest problemem szkół w rozmaitych dziedzinach, nie tylko na tej płaszczyźnie. Zamiast wiedzy przydatnej i ciekawej, pozwalającej zrozumieć otaczający świat, w głowy uczniów jest tłoczone mnóstwo informacji, które zapamiętają co najwyżej do sprawdzianu.
To prawda. Mam nadzieję, że teksty takie jak ten dotrą choćby do paru osób, które dzięki nim dowiedzą się czegoś nowego. :)
Bardzo dziękuję za ciekawy temat :)
Będę zaglądać!
Bardzo mi miło, zapraszam częściej! :)