Czyli dlaczego dobrze, że już jest marzec.
Zawsze lubiłam czytać tego typu zestawienia na innych blogach, ale jakimś cudem półtora roku zajęło mi ogarnięcie, że mogą pojawiać się również u mnie.
Nie robiłam żadnych postanowień na 2017 rok. Właściwie na żaden inny też nie. Chciałam tylko bardziej świadomie czytać i oglądać. Zapisywać sobie wszystko, żeby obejrzane filmy czy przeczytane książki nie uciekały mi tak bezrefleksyjnie. Nie postanowiłam nawet, że dokończę swoją powieść. Czas pokaże.
Co się działo?
Właściwie pół miesiąca byłam chora. Joy po ponad tygodniu bez spacerów zaczęła rozmyślać, czy mogłaby samodzielnie oddać się do schroniska. A ja uczyłam się do sesji leżąc w łóżku i pijąc hektolitry herbaty. Ostatnie zaliczenie, filozofia zła, uświadomiło mi, że nie potrafię już siedzieć nad książkami i zakuwać. Nie mam ochoty.
Pofarbowałam włosy na blond. Nie umarłam, nie muszę ogolić głowy, nie wyszedł kolor zielony, nie miało to żadnego wpływu na światową gospodarkę. Więc chyba zmiany nie są takie złe, na jakie wyglądają?
Co czytałam?
W lutym skończyłam cztery książki, w tym dwie w formie audiobooka – Paryż na widelcu (beznadziejna, nawet nie googlujcie) i Angelfall (całkiem znośna młodzieżówka). Tym samym wróciła mi ochota na audiobooki, które towarzyszą mi w drodze na zajęcia i czasem na spacerach. Przeczytałam Wampira Reymonta i Tron z żelaza, ostatnią część absolutnie najlepszej na świecie trylogii (przeczytaj mój tekst o pierwszej części).
Co oglądałam?
Największy szok tego miesiąca. W lutym obejrzałam 11 filmów – więcej niż przez cały 2016 rok. Chcę, żeby marzec wyglądał podobnie. Żeby było jasne – widziałam w życiu masakrycznie mało filmów. Zupełnie się na nich nie znam, więc pewnie niektóre oceny Was zaskoczą, ale pomyślałam, że pokażę Wam, co oglądałam.
Na pierwszy ogień poszła Amelia. Ktoś powiedział mi, że pozostawia ciepło na serduszku. I miał rację.
Potem był Pociąg do Darjeeling, który trochę pasuje mi klimatem do Amelii. Dziwny, intensywny i zabawny. Na swój sposób trochę smutny. Pokazujący relacje międzyludzkie, ich niepotrzebne skomplikowanie albo prostotę. Jeszcze nie wiem.
Captain Fantastic spodobał mi się szczególnie. Możecie przeczytać o nim cały tekst. Tutaj.
Był też Poradnik pozytywnego myślenia – o tym, że niektórym trzeba po prostu dać odejść ze swojego życia i docenić tych, którzy w nim pozostają.
Piękny umysł miał dla mnie podobną wymowę – z tego filmu wyłuskałam przede wszystkim ogromną miłość. Tak też było z Domem nad jeziorem, filmem o uczuciu zawartym wyłącznie w słowach.
Interstellar i Dziewiąte wrota – dwa filmy, które ludzie uwielbiają, a ja totalnie nie rozumiem ich fenomenu. Męczyłam się na nich okrutnie.
Widziałam też Wyspę tajemnic, która trzymała mnie w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, Klub dyskusyjny – o honorze i łamaniu stereotypów, który powinien być obowiązkowym filmem dla polityków i Earl, ja i umierająca dziewczyna. Ten ostatni znalazłam na jakimś blogu i zapadł mi w pamięć. O wrażliwości, nieprzystosowaniu i zwykłym życiu, odartym z całej tej mgiełki wspaniałości, którą czasem na siłę chcemy rozniecić.
Powiem Wam, że zawsze wolałam seriale, ale teraz oglądanie filmów naprawdę mnie wciągnęło. Niestety zupełnie nie potrafię szukać czegoś dla siebie, więc jeśli macie jakiś pomysł – czekam na propozycje tytułów.
Co u Wilków?
Dopisałam sześć stron swojej powieści po zbyt długiej przerwie, tym samym kończąc 9 i 10 punkt z 27-punktowego planu. Cieszę się, bo zawsze najgorzej wrócić do pisania po przerwie – na nowo poczuć klimat historii i wpaść w odpowiednie tryby. Jeśli marzec będzie wyglądał podobnie, będę zadowolona.
Co dalej?
Marzec oznacza ostatni miesiąc pracy w stajni. W kwietniu napiszę Wam o niej nieco więcej. Skończą się weekendy z Tarą i Lawiną, ale musiałam z czegoś zrezygnować, bo zaczynało się tego robić zbyt dużo. Czas pisać magisterkę i wywiązać się ze zleceń, czas opowiedzieć historię Wilków do końca. Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie prawdziwa wiosna, dokładnie tak samo jak Wy. Wtedy wyciągnę rower, bo chcę wrócić bikejoringu. I dalej będę słuchać tej piosenki.
Czytaj więcej: w lutym napisałam między innymi o 14 najfajniejszych lekturach, które poznałam na studiach. Powstał też tekst Ta żenująca blogosfera, który był Waszym faworytem.
Chcemy tego wincyj!
Haha, dzięki za wiadomość. :D
Jak przeczytałam ostatnie zdanie dotyczące filmów uznałam, że muszę przeszukać te, które widziałam i wybrać najlepsze, które z całego serca bym poleciła :)
Na początek filmy, które mają swój pierwowzór w literaturze.
“Podróż na sto stóp” – bardzo przyjemny film kulinarny, ładne obrazy, zabawne dialogi.
“Love, Rosie” – książka jest napisana dość nietypowo, ponieważ opiera się wyłącznie na mailach, smsach, liścikach na lekcji, czatach, itp. Na początku nie byłam przekonana do tej formy, ale ostatecznie książka spodobała mi się bardziej niż film, który i tak polecam. ;) O miłości.
“Chłopiec w pasiastej piżamie” – historia z czasów drugiej wojny światowej o przyjaźni chłopca z obozu z synem oficera SS.
“Pachnidło: Historia mordercy” – krótko: główny bohater ma nadzwyczajny węch i pragnie zrobić nadzwyczajne perfumy, wspaniały!
“Jestem Bogiem” – nie stosuj zawartej tu metody przy pisaniu swoich powieści. ;)
“Skóra, w której żyję” – klimatem trochę przypomina mi “Pachnidło”, thriller.
“Prestiż” – film o sztuce iluzji z Hugh Jackman’em i Scarlett Johansson <3
"Nie opuszczaj mnie" – bardzo poruszający film o trójce młodych ludzi, którzy razem dorastali w szkole z internatem. Zrobił na mnie ogromne wrażenie.
A teraz filmy, przy których nie znalazłam, że są adaptacją.
"Colonia" – dramat, który dzieje się w Chile – dwójka ludzi wpada do sekty i próbuje się uwolnić.
"Za jakie grzechy, dobry Boże?" – cudowna francuska komedia <3
"Panaceum" – thriller o wpływie antydepresantów na życie bohaterów.
"Siedem dusz" – główny bohater w niezwykły sposób pomaga wybranym przez siebie, śmiertelnie chorym ludziom.
"Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" – ostatnio przez przypadek trafiłam na ten film, ale bardzo mi się spodobał. Bohaterowie siadają do stołu i ujawniają sekrety swoich telefonów.
"Kropka nad i" – szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie tego filmu, chyba muszę go obejrzeć jeszcze raz ;), ale zapamiętałam to, że bardzo mi się spodobał. Niechętnie do niego podeszłam i pierwsze sceny też tak średnio zachęciły mnie do kontynuacji, ale ostatecznie był dobry. Według filmweb: "Carmen na swoim wieczorze panieńskim poznaje mężczyznę, o którym nie może zapomnieć. Tymczasem zbliża się dzień jej ślubu."
"Siedem" – jeden z moich ulubionych filmów, popełniane są morderstwa zgodnie z pewnym kluczem.
"Życie jest piękne" – ojciec próbuje przekonać swojego syna, że obóz koncentracyjny, w którym się znajdują to tylko taka zabawa.
"Projektantka" – Kate Winslet mści się na ludziach, którzy ją skrzywdzili w młodości.
"Nie ma mowy!" – piękna muzyka! A fabuła dotyczy napisania biografii zmarłego męża.
"Wiek Adeline" – piękna historia kobiety, która przestaje się starzeć przez wypadek samochodowy.
"Jak zostać królem" – Colin Firth <3 w tym filmie jako szukający pomocy, jąkający się Król Jerzy VI.
Mam nadzieję, że któryś z tych filmów również Ci się spodoba. Mam ich o wiele więcej, ale stwierdziłam, że nie będę przesadzała z ilością. :D Do tego mam również ulubione filmy animowane, ale nie wiem czy też je tak uwielbiasz. Co do "Interstellar" to mam identyczne odczucia! Wszyscy znajomi są nim zachwyceni, a ja nie do końca rozumiem ten fenomen. A piosenki na razie nie słucham, bo chyba puszczałam ją zbyt często i nie chcę mieć jej dość :D
O rany, dzięki za tyle filmów. :D W dokumencie, w którym zapisuję obejrzane, mam też spis filmów do obejrzenia. Właśnie się bardzo wydłużył. ^^
Widziałam parę z tych filmów, o których napisałaś. “Życie jest piękne” jest jednym z moich ukochanych filmów, przecudowna rzecz. “Siedem” widziałam wieki temu, moim zdaniem twórcy mieli genialny pomysł na fabułę. A “Nie ma mowy!” widziałam całkiem niedawno i fabuła nie była jakaś porywająca, ale klimat filmu, ten domek, jezioro, miasteczko, główna bohaterka z jej sposobem bycia i świetnym stylem ubierania się – mega. :)
Właśnie Ty mi przypomniałaś o tej piosence, jest uzależniająca. <3
Fajne podsumowanie. I ładnie ci w blondzie. Jej, masz powieść w punktach. U mnie jest kilka haseł z pomysłami na wątki (i nadal nie ma hasła, jak to się skończy). Gratuluję sześciu stron!
Dzięki! Wiesz, taki plan bardzo ułatwia pracę, bo nie mam wymówki w stylu “nie wiem co dalej napisać” i dzięki niemu widzę konkretny postęp w pracy. To motywuje i porządkuje pisanie. :)
Na początku założyłam teczkę, do której wrzucałam wszelkie myśli, notatki, cytaty i pomysły na wątki, więc właściwie zaczynałyśmy podobnie. To dobry sposób. Trzymam kciuki za Twoje pisanie! :)
Ja zaczynałam ze stronami w jednej sekcji w onenote :) Czyli podobnie.
To ja powiedziałam o ciepełku na serduszku, haha! :D
(ok, pewnie powiedziało tak masę ludzi, kogo ja chcę oszukać…)
Fajnie, nadrobiłaś ważne tytuły, z którymi warto się zapoznać. Ostatnio obejrzałam film Logan, o Wolverinie z X-Menów i na całe szczęście nie jest to opowieść o superbohaterze w rajtuzkach w hollywódzkim stylu, tyle całkiem dojrzała produkcja, skupiająca się wokół dylematów moralnych głównego bohatera.
Książkę też piszę, ale przez luty nie ruszona. Nie-brawo ja.
A więc to byłaś Ty! :D
Dużo już napisałaś książki? :)
Niedużo, niecałe 40 stron, a piszę od mniej więcej pół roku… Ech.
A Tobie jak idzie?
Mam nieco ponad 60 stron, ale nie piszę tak często jak bym chciała. Ale zamierzasz do niej wrócić?
W czas odpowiadam ;) Tak, jak najbardziej zamierzam. Chcę jednak poświęcić tyle czasu ile trzeba, aby była z niej w 100% zadowolona i na pewno nie będę się zmuszać do pisania, jak mi nie będzie z nią szło.
Rozumiem. Wobec tego trzymam kciuki za Twoją powieść. :) Czytałabym!
czy to prawda, że naprawdę każda kobieta przynajmniej raz w życiu musi zostać blondynką? ja moje włosy musiałabym chyba zmienić w stóg siana, żeby w ogóle udało mi się je rozjaśnić. sama planuję u siebie stworzyć wpis o książkach, które przeczytałam zimą, a było ich zaskakująco sporo – jazda metrem po Warszawie sprzyja czytelnictwu!
Nie mam pojęcia z tym blondem, ja chcę szary, ale nie dało rady za pierwszym podejściem. :)
Dojeżdżam pociągiem na zajęcia, więc dobrze to znam – książki “czytają się” nie wiadomo kiedy. :)
dokładnie! i wreszcie nie ma się poczucia, że codziennie się marnuje tyyyyle czasu w komunikacji miejskiej :))
Powodzenia z magisterką;)
O, też uważam, że Amelia pozostawia ciepło na serduszku! Płaczę ze wzruszenia, jak jakaś idiotka, kiedy Amelia bierze pod rękę ślepego staruszka i frunie z nim przez smaki i zapachy miasta. Oglądam tak różne filmy, że pojęcia nie mam, co mogłabym Ci polecić :D
A co u Wilków w marcu? :)
Na razie nic, ale ćśś, marzec jeszcze trwa, może zdążę!
Co do Amelii – aż sprawdziłam, czy nie napisałam tego w poście, bo rozpłakałam się w tym samym momencie, zaczyna mnie to przerażać. :D
A ja właśnie nie czytam (już), nie piszę (nigdy nie pisałam) i nie cierpię postów blogowych, które są podsumowaniami miesiąca albo planami na ten/kolejny miesiąc, bo to taka czcza gadanina i przechwalanie się liczbami, ale u Ciebie jest inaczej. Garść inspiracji filmowych i trochę o sobie samej… Fajnie :)
P.S. Jestem bardzo ciekawa Twojej książki i zaskoczona tym, że tworzysz w tak przemyślany i zorganizowany sposób. Masz 27-punktowy plan… To chyba poważne przedsięwzięcie. Trzymam kciuki za wenę do pisania i powodzenie projektu :)
Jakoś porzuciłam ten pomysł po jednym wpisie, ale może jeszcze kiedyś do niego wrócę. :)
Dziękuję, mam nadzieję, że uda mi się dokończyć tę powieść. :) Bez planu niestety ani rusz – kiedy sama zaczęłam pisać, przestałam wierzyć w wenę i natchnienie, bardziej uznaję to za pracę do wykonania, ale taką, która sprawia mi ogromną radość. :)