Albo jeszcze lepiej: Brian Tracy w Nie tłumacz się, działaj! pokazuje, jak wyhodować sobie takie cudo samodzielnie.
Średnio przekonują mnie poradniki, zwłaszcza dotyczące rozwoju osobistego. Jest ich na rynku tyle, że łatwo trafić na coś kiepskiego. Tę książkę polecił mi jednak przyjaciel, który odnosi sukcesy i ma niekończące się pokłady energii. Pomyślałam, że skoro on uznaje tę książkę za wartą przeczytania, to muszę się z nią zapoznać. Po lekturze chcę przekazać wiadomość dalej – warto zaopatrzyć się w egzemplarz Nie tłumacz się, działaj! Briana Tracy’ego i podczas czytania zaznaczać fragmenty, które szczególnie chcielibyśmy zapamiętać. A potem regularnie do nich wracać. Zamiast typowej recenzji, których w internecie znajdziecie pewnie sporo, mam dla Was parę cytatów, które sama zaznaczyłam.
Nie tłumacz się, działaj! Czy warto przeczytać?
Umówmy się – nie jest to arcydzieło literatury światowej, w której należy doszukiwać się drugiego i trzeciego dna, bo rola tej książki jest zupełnie inna. Nie pełni niestety funkcji magicznej różdżki, która w cudowny sposób odmieni nasze życie. Ale proponuje kilka ciekawych nawyków i rozprawia się z usprawiedliwieniami, których lubimy dla siebie szukać.
„Zrób to, co masz zrobić, albo tego nie rób, ale przestań się tłumaczyć. (…) Wymówek szukają nieudacznicy, postępów dokonują zwycięzcy.”
„Samodyscyplina to zdolność robienia tego, co trzeba, kiedy trzeba i bez względu na to, czy nam się chce, czy nie.”
„Sukces nie jest przypadkowy. (…) To, co Ci się przytrafia, jest po prostu częścią procesu przyczynowo-skutkowego.”
„Chcąc stać się kimś, kim się nigdy wcześniej nie było, trzeba robić coś, czego nie robiło się nigdy wcześniej. (…) rzeczy, których przeciętni ludzie nie lubią robić.”
„To, co robisz, przemawia tak głośno, że zagłusza wypowiadane przez Ciebie słowa.”
„Tylko 3 procent ludzi spisuje swoje cele, ale cała reszta pracuje dla tych 3 procent. W życiu zajmujemy się albo osiąganiem swoich celów, albo cudzych. Co wybierasz?”
„Przykład najgorszego wykorzystania czasu? Zrobić świetnie coś niepotrzebnego.”
Druga połowa książki (traktująca o relacjach z dziećmi i partnerami) jest nieciekawa – równie dobrze można ją pominąć. Ale pierwsza część jest istotna. Przekonują mnie nieskomplikowane reguły, które każdy może zastosować w dowolnym momencie swojego życia. Prostota metod, które przedstawia Brian aż prosi, by natychmiast spróbować je zastosować. To taki mały podręcznik do hakowania życia. Warto mieć swój egzemplarz na półce.
Książkę Nie tłumacz się, działaj! kupisz tutaj:
Szczerze mówiąc, pierwszy raz słyszymy o te książce, ale cytaty są bardzo inspirujące. Na pewno chciałybyśmy się w nie zaopatrzyć chociażby dla pierwszej części, choć drugą też pewnie przeczytamy.
Samodyscyplina jest nudniejsza od motywacji, ale wygrywa w skuteczności.
Idealne podsumowanie :).
Cytat o 3 procentach chyba zapamiętam do końca życia.
Czas spisać swoje cele :D.
Bo ta książka JEST kiepska. Skąd on bierze te dane procentowe? Gdzie ma poparcie przytaczanych badań, które niby zostały wykonane? Ewidentna scjentyfikacja danych, do której zniżają się chyba głównie brukowce.
Wysoka ocena tego manipulacyjnego gniota na lubimyczytac.pl utwierdza mnie tylko w tym jak nieoczytane i zdesperowane mamy społeczeństwo. Mój mózg robił WTF przez pierwsze 30 stron.
Poradnik dotyczy samodyscypliny a temat porusza jakby powierzchownie i
dookoła. W druku jest masa tricków zwiększających objętość książki, sama
książka ma masę bezużytecznych wypełniaczy i przypomina broszurę sekty
religijnej.
Masa niby prawdziwych historyjek, które zawsze kończą się sukcesem po
zastosowaniu porad autora, ale są tak SZTUCZNE, że trudno mi uwierzyć w
istnienie tych “pewnych mężczyzn”, którzy podchodzą do Briana po
seminarium w poszukiwaniu rozwiązania swoich problemów.
Co więcej autor ucieka się do tak niskich zagrywek jak scientyfikacja
danych – wrzuca jakieś cyferki, odnosi sie do badań, dodaje procenty,
ale NIGDZIE nie wrzuci źródła tych rzekomych faktów czy informacji. Mamy
Panu, Panie Tracy, uwierzyć na słowo? Dlaczego niby?
Rozdział odnoszący się do samodyscypliny i zdrowia powiela mity krążące w
środowisku a już w roku wydania książki obalone co budzi moje
wątpliwości w kwestii aktualności pozostałych informacji.
Irytujące, wtrącone co kilka stron cytaty popularnych ludzi sukcesu (oczywiście w zakresie finansów/władzy…)
składające się w przekaz podprogowy, cudowna wizja American Dream i
manipulacja faktami (Panie Tracy, Maslow zajmował się też innymi
zagadnieniami w swojej piramidzie niż kariera, sukces i pieniądze).
Autor odnosi się do na prawdę niskich pobudek – stara się wskazać nam,
że szczęście zależy od ilości pieniędzy w portfelu bądź na koncie i aby
osiągnąć absolutną radość i satysfakcję z życia powinniśmy zarabiać
więcej i więcej. Niezależnie od naszego stanu posiadania nasz rozwój
powinien polegać na gromadzeniu większych środków. Problemy magicznie
znikną jeżeli będziesz zarabiał więcej, to przecież takie proste. A wszystko inne co robisz powinno być ukierunkowane właśnie na to.
Jakkolwiek nie jestem człowiekiem pozbawionym ambicji, posiadam jasne
cele w życiu i dążę bezustannie do ich realizacji tak materializm
krzyczący z każdej strony tej książki absolutnie do mnie nie przemawia.
Autor wspomina, jakby mimochodem, iż powinniśmy tez ciągle się
kształcić, zdobywać wiedzę i rozwijać swoje kompetencje jednak nie jest
to środkiem do osiągnięcia szczęścia i zadowolenia w życiu a jedynie
sposobem na uwolnienie endorfin i krokiem w kierunku bogactwa. Całość
składa się w jasny obraz priorytetów piszącego i grupy docelowej, do
której najwidoczniej nie należę. Warto jednak wspomnieć, iż zawarte w
książce wskazówki można niewielkim wysiłkiem przełożyć na inne dziedziny
życia. Są one proste, jednak nie aż tak oczywiste by czytelnik mógł
żałować wydanych na książkę pieniędzy. Żałować ich zaczyna dopiero
wczytując się w treść, w której owe porady stanowią około dwudziestu
procent – pozostałe osiemdziesiąt to wypełniacze objętości, duża czcionka i potężne przerwy pomiędzy jednym akapitem a drugim (brawo dla jednostki zajmującej się składem).
Gdybym miała ocenić to jeden punkt za owcę na okładce, drugi za te dwadzieścia procent użyteczności.
Aha, cena tej książki to rozbój w biały dzień. Absolutnie NIE warta tych pieniędzy – można za nie kupić publikacje rzetelniejsze.
Co do porad – jakoś skończyłam czytać dwa tygodnie temu (ponad?) – podprogowość działa, bo mimo całego sceptycyzmu wykiełkowąło we mnie ziarno zadumy i motywacji, ALE uważam że kupa tej książki jest niepraktyczną makulaturą.
To ciekawe, bo zarówno po przeczytaniu tej książki jak i 7 nawyków skutecznego działania moje życie odmieniło się na lepsze. Samo? Nie, stosuję, a przynajmniej staram się stosować, zawarte w tych książkach treści.
Wziąłem własne życie w swoje ręce, jestem na maksa produktywny i wiesz co? Nawet jeśli rzeczywiście to jedna wielka ściema, placebo, kit, ale działa – to już wystarczy. Jeśli człowiek dzięki temu zacznie określać swoje cele i serio je realizować – to co w tym złego?
Nie rozumiem takiego podejścia…
Z zawodu jestem fizjoterapeutą i nie do końca popieram techniki lecznicze rodem z dalekiego wschodu, które nie są poparte naukowo – a jednak działają. I najważniejsze, że działają.
To tak jakbyśmy mogli pomóc komuś wyleczyć raka wkładając mu dłoń do roztworu cukru z wodą. Każdy pomyśli, to za irracjonalne. Ale gdybym miał raka i bym wiedział, że to może pomóc, to bym spróbował.
Myślę, że autor książki spokojnie by się wybronił, gdyby poproszono go o bibliografię, ale to tylko moje zdanie ;)
Osobiście wiele zawdzięczam tej książce jak i drugiej o której wspomniałem na początku dlatego nie mogłem zostawić Twojego komentarza bez odpowiedzi.
I tak, podejście jest bardzo materialne, ale nie ukrywam, że teraz nie martwię się o swoją przyszłość w ogóle – wiem, że jestem w stanie siebie utrzymać bez najmniejszego problemu. Warto było przeczytać tą kupę niepotrzebnej makulatury.
Powodzenia w osiąganiu swoich założonych celów.
Jakby coś nie szło, zmienisz zdanie – wiesz gdzie szukać :)
Nie wiem co się dzieje, dlaczego ten komentarz tak wygląda, generalnie rozsadziło mi monitor w cztery strony świata wielkim zdjęciem – nie chce się zmniejszyć ono za nic O_O