Nie trzeba robić wielkich rzeczy, by pokazać komuś, że doceniamy jego obecność.
Kiedy Joy trafiła do naszego domu mieliśmy jeszcze jednego psa, Łotera. Był starym, siwym, powolnym stworkiem w typie pudla. Przypominał poważnego, melancholijnego starszego pana i nie znosił spacerów. Całe dnie przesypiał w swoim fotelu. On i Joy różnili się chyba wszystkim, a młoda doprowadzała go do szału częstymi zaczepkami. Łączyło ich tylko jedno – oboje uwielbiali jeść.
Jednego dnia Joy dostała swoją ulubioną kość. Takie dni były prawdziwym świętem, całym rytuałem – Joy parskała, upuszczała i podnosiła prezent, biegała z nim po całym domu i próbowała zakopać go pod swoim kocykiem. Później brała kość w pysk i zanosiła do domowników. Każdy musiał zwrócić na nią uwagę (najlepiej wyrażając zachwyt jej zdobyczą) i dopiero wtedy kontynuowała swój obchód. Czasami sprawiała wrażenie, że samo chwalenie się kością sprawia jej większą przyjemność niż zajadanie.
Do czasu.
Łoter jadł już wtedy niewiele, dlatego stwierdziłam, że dawanie mu dużej kości jest kiepskim pomysłem. Joy dostała kość, a ja zajęłam się czymś innym. Młoda, o dziwo, wzięła ją spokojnie, odłożyła i patrzyła na nią, a po chwili chwyciła i wyszła na chwilę. Potem wróciła i położyła się na swoim kocyku, z łbem między przednimi łapami.
Jak to? Żadnego szaleństwa, podrzucania kości, nic? Jest chora?
Pies-tajfun, Joy, która zdawała się nigdy nie zwracać uwagi na otoczenie, dostawszy swoją ulubioną kość, poszła z nią do sypialni, w której spał Łoter. Położyła delikatnie smakołyk na fotelu starszego psa, tuż obok niego. Ten przesunął głowę, kładąc ją przy kości i znów zapadł w sen. Joy wyszła po cichu na swoje posłanie.
Łoter odszedł parę miesięcy później, w kwietniu, ale ten gest zapamiętam na długo. Joy nie mogła wiedzieć, czy za jakiś czas kupię jej nową kość. Ta jedna, ulubiona, była jedyną, jaką posiadała. I postanowiła oddać ją Łoterowi. A my, otoczeni mnóstwem przedmiotów, mamy z tym taki problem.
Załapkuj Facebooka Partyzantki,
bądźmy w kontakcie.
Piękna historia. I przedstawiłaś ją tak, że wyobraziłem sobie wszystko
ze szczegółami. Muszę powiedzieć, że oboje, zarówno Łoter (poczułem
sympatię dla niego, cenię melancholików. Przykro mi, że odszedł), jak i
Joy, wzbudzili we mnie pozytywne odczucia. Zresztą trudno o inne w
stosunku do psów, psy rzadko nie dają się lubić.
Czy Joy bawiła się jeszcze później swoją kością, którą wtedy podsunęła Łoterowi?
Lazuro
Dzięki. :) Zabrałam mu wtedy tę kość (jadł niewiele i gdyby jednak się na nią skusił, mógłby się źle poczuć) i po paru dniach pewnie dałam ją Joy. Co nie zmienia faktu, że rozczulił mnie jej gest. :)
Rozumiem, chyba każdego by rozczulił ;) Możesz być dumna z Joy, mądry Zwierzak!
Ojej, przytuptałam licząc na jakąś historię z happy endem!
Wzruszająca historia. Ciekawa jestem, czy po takim prezencie relacje się trochę ociepliły? :)
Łoter wtedy już właściwie tylko spał. Raczej nie uległy diametralnej zmianie jak w filmach. :) Ale pamiętam, że Joy czasem szła do fotela Łotera, żeby zerknąć, co u niego.
Czyli coś lekko się poprawiło :-)
Wzruszająca historia. Jakie to smutne, że psy czasami potrafią być bardziej “ludzkie” niż sami ludzie. Ale cóż, taki świat. ;) Niech mi kto powie, że koty są lepsze, odeśle go do tego wpisu :p
Ja już chyba powiedziałam wszystko co chciałam powiedzieć na temat tego tekstu. Po prostu lubię go, jest ciepły taki :D
#DelvWyrażaUczucia
Hej, dobrze Ci idzie!
Jeny… Ten utwór działa na mnie zawsze tak samo – wywołuje łezki, bo to właśnie on tulił Mike zbolałe serduszko po tym, jak odszedł mój pies. A teraz polecasz go do tak wzruszającego tekstu. No nie masz serca, naprawdę, nie masz… Znaczy do Partyzantki zawsze warto wpaść. Choćby na chwilę ❤️
Dziękuję. <3 Na mnie też ten utwór bardzo działa.