You are currently viewing Projekt pasja: Martyna Buliżańska – „ jestem takim freakiem językowym, który chciałby znać absolutnie każdy język, najlepiej perfekcyjnie”

Projekt pasja: Martyna Buliżańska – „ jestem takim freakiem językowym, który chciałby znać absolutnie każdy język, najlepiej perfekcyjnie”

Projekt Pasja to cykl, którego celem jest przeprowadzenie wywiadu z osobami o stu różnych pasjach. Chcemy wspólnie Was inspirować i pokazywać, że wokół jest mnóstwo możliwości, w których każdy może znaleźć coś dla siebie – na przykład języki obce, jak Martyna.

Martynę Buliżańską poznałam na studiach, byłyśmy na tym samym roku. Wiele nas różni – między innymi to, że mnie pasja do języków obcych zawsze bardzo konsekwentnie omijała, a Mimi po prostu nimi żyje. To jedyna znana mi osoba, która po przeczytaniu fragmentu Twojej książki potrafi powiedzieć, że niemiecki akcent danego imienia kłóci się ze słowiańskim klimatem albo stylem innych nazw. Martyna jest również autorką dwóch wielokrotnie nagradzanych tomików poezji, które zostaną przetłumaczone na język angielski.

Skąd zainteresowanie językami? Pojawiało się stopniowo czy od samego początku (już w szkole) byłaś na nie nastawiona?

Zainteresowanie językiem polskim towarzyszyło mi w zasadzie od zawsze. Czytać nauczyłam się w wieku trzech lat i potem całkowicie zatraciłam się w literaturze. W szkole podstawowej zaczęłam pisać pierwsze opowiadania, później wiersze. Od zawsze mówiono mi, że to moja droga życiowa (jak się potem okazało, nie do końca). Za to języki obce początkowo były gdzieś w tle, pasja zaczęła dojrzewać wraz ze mną i w pewnym momencie zwyczajnie „wypchnęła” artystyczne zamiłowania do języka ojczystego, na rzecz dźwięku, gramatyki, słownictwa, wszystkiego, co mniej znane, a tak kuszące w językach obcych.

Czy to prawda, że jedni mają „dar do języków”, a inni nie? Czy to „tylko” kwestia nauki i praktyki?

I tak, i nie :). Oczywiście, że wiele osób ma większe predyspozycje do nauki języków obcych, ale niekoniecznie nazwałabym ten typ ludzi pojęciem-workiem: „humaniści”. Łatwość przyswajania języka obcego zależna jest od wielu czynników, m.in. dobrej znajomości języka ojczystego, myślenia systemowego, a także wieku czy niezłego słuchu. Szybkość nauczenia języka to jedno, ale za to utrwalenie go, to już zupełnie inna sprawa. Tutaj potrzebna jest naprawdę ciężka praca, włącznie z gadaniem do samego siebie, jeśli nie ma się partnera do rozmowy w danym języku :) Chociaż, koniec końców, znajomość i „lotność” językową weryfikuje rzeczywistość (z własnego doświadczenia wiem: bywa boleśnie).

Stawiasz sobie jakieś cele? Chciałabyś np. nauczyć się jakichś nowych języków, zostać tłumaczem? Czy raczej dostosowujesz się do tego, co przynosi codzienność?

Celów mam aż nadto, niestety. Jestem takim freakiem językowym, który chciałby znać absolutnie każdy język, najlepiej perfekcyjnie (bo perfekcjonistką też jestem, najgorzej). Aktualnie pracuję dalej nad znajomością norweskiego, chcę też zacząć uczyć się francuskiego. Jaki język chciałabym jeszcze znać? Arabski, uwielbiam jego brzmienie. Wyzwania na najbliższy czas? Lepiej mówić pięknym brytyjskim angielskim. Natomiast cel na czas dłuższy, to zdać egzamin na tłumacza przysięgłego :).

Osiągnęłaś to, co jest marzeniem wielu osób: Twoja pasja stała się również pracą i uczysz obcokrajowców języka polskiego. To duże wyzwanie? Co najbardziej Cię zaskoczyło, na co zupełnie nie byłaś przygotowana?

To jest niesamowita praca, o której mogłabym napisać tu osobny referat :). Zadziwiająca jest odmienność poszczególnych kultur w drobnych, dosłownie marginalnych zachowaniach, gestach. Uwielbiam obserwować ludzi — pewne reakcje, czy zachowania językowe inaczej są realizowane przez różne kultury. Na co nie byłam przygotowana? Na brytyjski humor. Przez kilka pierwszych lekcji z Brytyjczykiem zastanawiałam się, czy powinnam się obrazić, czy raczej to ten moment, by wybuchnąć śmiechem. Z działania mojego mózgu: czasami, po całym dniu pracy, usilnym przestawieniu mojego mózgu na „myślenie po angielsku”, zdarzało mi się opowiadać coś mojemu narzeczonemu i w emocjach, jeszcze duchem w „angielskiej terminologii gramatycznej”, zapominałam nazw polskich przypadków, czy części mowy.

Z drugiej strony – co dała Ci praca w szkole językowej?

Praca w szkole językowej otworzyła mnie przede wszystkim na komunikację w języku obcym. Przez długi czas perfekcjonizm przeszkadzał mi w podjęciu rozmowy — bo przecież popełnię błąd, bo nie mówię jak native. Kiedy stawałam przed uczniem, chcąc nie chcąc, musiałam tłumaczyć pewne zasady po angielsku, popełniając w międzyczasie błędy, zapominając słówek. I co w tym strasznego? Jak się okazało — nic. Mam prawo zawahać się, mieć gorszy dzień i powiedzieć coś „koślawo”. I wcale nie oznacza to, że nie potrafię posługiwać się danym językiem. Podsumowując: nabrałam większej pewności siebie i wyluzowałam ze szkodliwą ambicją.

Język ojczysty również nie jest Ci obcy. ;) Opowiesz trochę o tym, co tworzysz?

W 2010 roku zostałam „wyłowiona” w konkursie poetyckim Połów 2010, organizowanym przez Biuro Literackie. To samo Biuro zaproponowało mi wydanie tomu poetyckiego i tak powstała „moja jest ta ziemia”. Tomik doceniono, więc debiut uważam za udany. Później miałam też okazję wyjechać na Międzynarodowe Dni Poezji w Rydze, gdzie nie tylko organizowane były ściśle literackie spotkania, ale też warsztaty translatorskie, więc w lepszym miejscu znaleźć się nie mogłam. W 2017 wydałam drugi tom („wizyjna”). Super sprawą jest też współpraca z tłumaczami mojej poezji, można poobserwować ten proces z innej strony.

Ile czasu dziennie poświęcasz językom – ojczystemu i obcym? Jak wysoko stoją w Twojej hierarchii priorytetów?

To akurat zależy od dnia, aktualnej sytuacji życiowej, czy chociażby samych chęci. Jeśli nie pracuję, to staram się ćwiczyć z podręcznikiem nowe zagadnienia, uczyć się słówek. Oglądam też masę filmików o wymowie, różnicach w akcencie. Ale bywa tak, że jednego dnia uczę się trzy godziny, a drugiego w ogóle. Chociaż, ostatnio przestawiłam sobie język Facebook’a na norweski, więc nawet trzydziestosekundowe „rzuty oka” coś dają :)

Gdybyś miała podpowiedzieć komuś jak skutecznie zacząć uczyć się języków i nie zniechęcić się po kilku tygodniach – jakich rad byś udzieliła?

1. Naukę podstaw zacząć z osobą, która w prosty sposób poprzez analogie lub różnice wytłumaczy język docelowy.

2. Oglądaj filmy z napisami w języku docelowym (początkowo mogą być to nawet bajki) – angażujesz wzrok i słuch.

3. Przestaw język Facebook’a lub telefonu na język, którego chcesz się nauczyć.

4. Można spróbować z aplikacjami typu DuoLingo (przynajmniej na początku swojej przygody z językiem obcym).

5. Rozmawiaj ze sobą w obcym języku, chociażby w myślach.

6. Nie bój się pytać bardziej zaawansowanych o kwestie językowe, które są trudne.

7. Mów prosto, ale komunikuj się. Konstruowanie wyszukanych zdań ze specyficznym słownictwem będzie stanowiło ogromną blokadę, która z czasem pogłębi się i będzie powodować niepotrzebną frustrację.

8. Czytaj instrukcje, opisy kosmetyków, czy cokolwiek, z czym spotykasz się na co dzień w obcym języku.

Dziękuję za rozmowę. Super, że pokazujesz, że z nauki i rozwoju – czegoś, co dla niektórych jest przykrym obowiązkiem – można wyczarować swój sposób na życie. Życzę Ci powodzenia w realizacji celów. :)

czarna czarna ton baner

Dodaj komentarz