W blogosferze książkowej sporo ostatnio kłótni i hejterzenia. Zapomnieliście już, jaką zgraną ekipę tworzyliście?
Prowadziłam bloga o książkach niemal trzy lata i zawsze byłam zadowolona, że należę do takiej miłej i przyjaznej społeczności. Łączyła nas wspólna pasja, o której mogliśmy rozmawiać do upadłego. Nawet próby dyskusji często spełzały na niczym, bo każdy dbał o to, by nie urazić innej osoby i zgadzaliśmy się w wielu kwestiach. Poza tym powiedzmy wprost – blogerzy książkowi nie są głupi, dostrzegają dwie strony medalu i bardzo rzadko zażarcie bronią jakiegoś stanowiska. Jestem pewna, że to przez książki, które przecież rozwijają empatię i uczą, by spoglądać z perspektywy innego człowieka.
Priorytetem zawsze było czytanie.
Nieważne, czego i gdzie – każda pokazana przez nas lektura spotykała się z akceptacją odbiorców. Nikt nie wyśmiewał wyborów innych czytelników, bo wolał pilnować, czy sam czyta książki, które uznaje za odpowiednie. Kupowaliśmy, pożyczaliśmy i czytaliśmy fury książek. W zachwyt wprawiała mnie różnorodność lektur, po które sięgaliście, bo tylko nieliczni ograniczali się do jednego-dwóch gatunków. To było motywujące i przekonało mnie, żeby wyściubić nos poza fantastykę. Wtedy pokochałam klasykę i kryminały.
Uwielbiałam też rzeczowe komentarze. Jasne, zdarzały się osoby, które wciąż pisały tylko „może przeczytam / przeczytam / nie przeczytam”. Ale jeśli odsiać takich komentujących, zostawały ciekawe opinie, życzliwe porady lub opisy odmiennej perspektywy. Zostawały słowa naszych przyjaciół, których doświadczenie i gust ceniliśmy. Na naszych blogach nie było miejsca na spam, jak w innych miejscach sieci. Nikt nie zostawiał pod postem tekstów „ładnie, zapraszam do mnie”. Rozmawialiśmy i inspirowaliśmy się nawzajem i czerpaliśmy z tego masę radości.
Mimo, że porzuciłam typowo książkowego bloga, nadal czuję się mocno związana z tą częścią blogosfery. Znam wielu z Was i chętnie odwiedzam znane i nieznane mi blogi. Dlatego przykro jest patrzeć, jak Wasze znajomości i przyjaźnie się rozsypują. Kłócicie się o drobiazgi, a kulturalne dotychczas środowisko posuwa się do obrażania innych jego członków. Powodów znajdujecie całą masę. Oczom nie wierzyłam, kiedy przeczytałam na prywatnym profilu jednej z blogerek wyzwiska pod adresem innej. Powodem była krytyka – pięta Achillesowa naszego środowiska. Zamiast zaczerpnąć z niej naukę, równacie z ziemią każdego, kto odważy się mieć inne zdanie. Czy parę egzemplarzy recenzenckich lub chwilowe wybicie się są tego warte?
Mocno zwątpiłam w to, czy społeczność blogerów książkowych zdoła się podźwignąć. Bartery przyćmiły Wam kreatywne spojrzenie i przekonanie, że czytanie wcale nie jest najważniejsze – najważniejszy jest ten ktoś, kto siedzi po drugiej stronie i podziela naszą pasję. Zamiast przyjąć ten fakt jak prawdziwy prezent od losu, mieszacie go z błotem. Psy ogrodników, zabójcy oryginalności i przeciwnicy wszelkiej krytyki – obudźcie się, bo to ostatni dzwonek.
Mam prośbę. Stawiajmy sobie wyższe progi niż gorycz.
Podpisuję się pod tym postem obiema rękami.
http://wzruszenieramionami.blogspot.com/2015/08/z-dala-od-zgieku-czyli-jak-zmarnowaam.html
Dobrze napisane! Nie sposób się nie zgodzić.
Piękne, choć bolesne słowa. Pamiętam jak to było w 2011 kiedy sama zaczęłam pisać bloga książkowego. Dość mała, stale rozwijająca się społeczność, która była bardzo zgrana. Potem zaczęły się te wszystkie tematy na “nakanapie” gdzie przychodziła jedna z drugą, które miały blog od tygodnia i zaczynały wypytywać, do których wydawnictw można pisać i gdzie dadzą coś za darmoszkę. Od tamtego czasu zaczęło się wszystko sypać: blogów “książkowych” mnoży się jak grzybów po deszczu, mało jest rzeczywistych pasjonatów a ludzie prześcigają się w tym, kto ma więcej książek w stosiku – nawet jeżeli połowa to nie ich tematyka. Skoro dają za darmo, to przecież trzeba wziąć…
Właśnie o to mi chodzi. Chyba ten szał na współprace jest w dużej mierze odpowiedzialny za to, że społeczność nam się rozsypała.
Bardzo możliwe. Jak zaczynałyśmy blogować nie było jeszcze aż takiej zawiści, jednak z biegiem czasu to się powiększało. Potem przez jakiś czas był spokój, a teraz na nowo to się zaczyna…
dokładnie tak – ujęłaś wszystko, co sama chciałam napisać. w punkt!
To jest naprawdę smutne, że grupa, do której należę się rozsypuje ;( Jednak trudno jest też znaleźć konkretny powód, dla którego tak się dzieje. Pewnie, można zwalić na “świeżaków” i tych, którzy szukają po prostu darmowej książki (good luck with that…) albo na krytykę i nieustające hejty. Dobra, one zawsze gdzieś tak były, tylko bardziej w relacji nowy czytelnik – bloger. A teraz? Sami blogerze piszą po to, aby ich hejtować. Prowokują. No, ale ten problem nie dotyczy tylko naszego małego światka (już nie takiego małego, niestety), bo zaobserwowałam to zjawisko już dosłownie wszędzie: posty, zdjęcia, komentarze – wszystko spotyka się z ogromną falą krytyki. Praktycznie nikt nie akceptuje niczego, po prostu musi znaleźć powód, do którego mógłby się przyczepić.
Z drugiej strony sama się cieszę, że moja strona nie robi jakiejś furrory wśród super-nowych blogerów książkowych i jeszcze mieszczę się w tym starym, dobrym schemacie :) I pozdrawiam wszystkich, którzy nadal w nim są, nie popadli w samozachwyt i nadal rozwijają nie tylko swoją stronę, ale również siebie!
W końcu ktoś napisał post, który mi chodzi po głowie od dłuższego czasu. Gdy zaczynałam wsiąkać w blogosferę książkową to byłam w szoku – tak miło, kulturalnie, ta różnorodność, pasja! A teraz afera za aferą, kłótnia goni kłótnię… Nie raz i nie dwa chciałam odejść, zrezygnować, odciąć się od tej społeczności. Ale jednak trzyma mnie pasja i chęć dzielenia się nią z innymi. Tymi, którzy też taką pasję mają.