Cały rok to dość dużo, prawda? A im więcej czasu, tym więcej okazji, by się poddać i zrezygnować ze swoich celów.
Nowy rok to czysta karta, którą każdy chciałby zapisać najlepiej jak potrafi. Wygląda obiecująco, bo przecież jeszcze nie nic zdążyliśmy zepsuć. Na kartę nie chlapnął atrament, nie zagięliśmy jej rogów, nie zgnietliśmy w kulkę w nagłej złości. Nie mamy jeszcze wrażenia, że zła treść dominuje nad pięknie wykaligrafowanym powodzeniem.
Po jakimś czasie lubimy zapominać o tym, ile obietnic niósł ze sobą nowy rok. Kartka jest brudna, wymięta i budzi raczej zniechęcenie niż entuzjazm. Dlatego jeśli faktycznie ten rok ma być udany, musimy pójść trochę inną drogą.
Lubię mieć kalendarz, z którego prawie wcale nie korzystam tylko po to, by móc otworzyć go i zobaczyć puste strony. Perspektywa roku jest ogromna i trudna do ogarnięcia. Ale perspektywa jednego dnia, który możemy przeżyć w dobry sposób skutecznie zachęca do działania. Lubię wieczorem wypisywać na tej pustej kartce rzeczy, które tego dnia mi się udały. To motywuje mnie znacznie bardziej niż rozpiska rzeczy, które muszę zrobić.
Protip: kup kalendarz i zapomnij go używać. Czasem wypisuj rzeczy, które Ci się udały.
Tak naprawdę zupełnie nie potrafię planować i prowadzić kalendarza. Ale w tym roku nie muszę spełniać wszystkich swoich oczekiwań. Chcę za to poświęcić uwagę swoim pasjom i cieszyć z każdego kroku naprzód. Chcę przeżyć 366 wartych zapamiętania dni.
Tylko, błagam, nie postanawiajmy. Nie znoszę postanowień, bo zakładają możliwość porażki. Zostawiają furtkę bezpieczeństwa, którą łatwo można się wycofać, gdy sprawy przybiorą zły obrót, albo po prostu zabraknie motywacji. Dlatego nigdy nie postanawiam (i tak mi to nie wychodzi). Zdecydowanie bardziej wolę wyznaczać sobie cele.
Stawiam wysoko poprzeczkę, ale traktuję ją jako punkt orientacyjny. Ważniejsza od jej przeskoczenia jest droga, którą pokonuję. Chcę skupiać się na danej chwili nie oceniając, jak bardzo jest produktywna. Zamierzam łazić po polach z psem cały dzień, a wieczorem napisać dobry tekst. Chcę tworzyć świetną pracę licencjacką na temat, który mnie interesuje. A najbardziej na świecie chcę cieszyć się tym wszystkim.
Nie wierzę w te wszystkie zapewnienia „nowy rok, nowy ja”. Nieprawda. Nowy rok to tylko kolejny dzień. A nowy dzień to szansa, żeby być kimś lepszym niż do tej pory.
Puste kalendarze w dłoń. To będą dobre dni.
Chcesz być na bieżąco? Super!
Wystarczy, że polubisz Facebooka Partyzantki!
Nowy Rok to kolejny dzień, ale jednak, gdzieś podświadomie, działa to na ludzi, w tym na nas. Taka myśl przemykająca przez głowę, spokój: To będzie dobry rok. Postanowiłyśmy spisywać rzeczy, zadania, które udało nam się zrealizować, by za rok o tej porze nie zastanawiać się, ile nam się nie udało, ale spojrzeć, ile udało nam się zrobić.
Bardzo podnoszący na duchu tekst :)
Ja tylko czekam na swój nowy planner i zabieram się do działania – uwielbiam ten moment wypisywania celów, planów. Aczkolwiek postanowień również unikam. Nie działają, masz całkowitą rację :)
Tak zrobię! Kalendarz już mam, będę w nim pisała dobre rzeczy. Na pociechę, kiedy inne dni będą gorsze. Dzięki! :)
Wiesz w Sylwestra sobie pomyślałam, co z tego, że nowy rok? KOniec roku nie kończy problemów, pierwszego dnia nowego roku budzisz sie z nimi…Jednak kiedy pierwszego stycznia się obudziłam…poczułam wewnątrz jakąs chęć działania, jestem pełna nadziei :)
Genialny tekst i świetny pomysł z zapisywaniem na kartkach tego, co nam się udało. Dawniej robiłam sobie na kartce analizę tego co jest dobrze, a co jeszcze do zmiany. Wypisywałam też swoje długoterminowe marzenia, żeby mi się wbiły do głowy i gdzieś wieszałam. Teraz jestem na takim etapie, że większość rzeczy mam poukładanych. :)
Pamiętaj nie ważny jest cel lub postanowienie ale droga do niego. ;)
W roku poprzednim kupiłam sobie kalendarzyk aby notować co mam, kiedy załatwiać i zaliczać. Skończyło się rzucaniem studiów. Tak kalendarz u niektórych nic nie zmienia. Nie zgadzam się się z czystą kartą nasza motywacja lub jej brak już zaznacza jakiś kurs.
Hm… Ja już chyba jestem stara, bo kalendarz mam po to, żeby nie zapomnieć o terminach, spotkaniach, wydarzeniach, urodzinach, lekcjach (też tych przeniesionych), odrabianych zajęciach, seminariach itp. itd. :D
A że z moja pamięcią od 20 roku życia zaczęło coś magicznie szwankować to bez takiej rozpiski nie jestem w stanie funkcjonować bez spóźnień i przyjścia do szkoły przed tłum zestresowanych kolegów z pytaniem “o, co jest grane” (“jak to co? Egzamin!”). :D
A z postanowieniami to ciekawa sprawa – ja staram się wyznaczać je realistycznie – wiem na co mnie stać, co muszę osiągnąć do końca tego roku, rozpisuję więc sobie plan na mniejsze kroczki i mniej-więcej się ich trzymam. W zeszłym roku pomogło mi to z ogarnięciem schizopieska wstępnym. Zobaczymy co będzie w tym ;)
Lubię czytać Twoje wpisy. Bardziej literackie i z pozytywnym wydźwiękiem. :) Po przeczytaniu tego od razu poczułam się gotowa na wyzwania 2016 roku. To miłe uczucie, tym bardziej, że po sylwestrze, jakoś za bardzo nie czułam tej atmosfery.
PS Dzięki za radę odnośnie bloga. W końcu zebrałam się w sobie i dokończyłam zmiany na stronie.
Do tej pory wypisywałam jedynie z rana rzeczy, które muszę zrobić. Przez myśl mi nie przeszło jednak, żeby wieczorem robć podsumowanie tego, co udało mi się zrobić pod koniec dnia. Takie ,,chwalenie” siebie wieczorem faktycznie może być dużo bardziej motywujące i zachęcające. Z robienia porannego ,,planu dnia” nie zrezygnuję, bo jednak pomaga mi organizować sobie dzień tak, żebym zdążyła zrobić wszystko, co powinnam zrobić, ale takie poklepanie siebie po ramieniu na koniec dnia i powiedzenie sobie ,,Dobra robota, Dorota, udało Ci się zrobić to, to i tamto” to chyba coś, czego mi brakowało. Bo w końcu trzeba od siebie nie tylko wymagać, ale też siebie chwalić ;)
Dokładnie, takie zapiski bardzo poprawiają humor i uczą doceniania małych rzeczy. Koniecznie daj znać, jak Ci idzie! :)
Piękny tekst :) “Nowy rok to tylko kolejny dzień.” Czasem mnie to śmieszy, że wraz z pierwszym stycznia ludzie chcą zmienić swoje życie o 180 stopni. Dlaczego jeśli chcą zmian nie wprowadzają ich pomału? Na bieżąco? A z tym wypisywaniem co Ci się udało, to świetny pomysł! O wiele bardziej człowiek docenia te swoje małe sukcesy :)