Dlatego dresiarz z klatki obok ma pitbula, a beagle ledwo toczy się obok swojej właścicielki. A kundle? Nadają się tylko na łańcuch.
Tydzień temu na spacerze znaleźliśmy błąkającego się psa w typie husky. Straż miejska zgłoszenie w zasadzie olała, więc zaprowadziliśmy go osobiście. Interesował nas los tej suczki, dlatego po pewnym czasie zadzwoniliśmy ponownie. Okazało się, że w razie, gdyby opiekun się nie znalazł, pewne małżeństwo zgłosiło chęć adopcji. Jak to? Ano przechodzili i zauważyli fajnego psa, więc go chcą. Spytaliśmy, czy straż miejska w takim przypadku podpisze z nimi umowę. Nie. Bo po co?
Od pomysłu „bierzemy psa” do jego realizacji wiedzie często krótka i nieskomplikowana droga. Każdy pseudohodowca wciśnie ci psa, nawet nie zastanawiając się, czy owczarek niemiecki albo mops pasuje do twojego życia. Ważne, że płacisz. Niestety znalezienie tego haszczaka uświadomiło mi, że takich dróg jest o wiele więcej, choćby z uwagi na to, jak wiele osób bezmyślnie rozmnaża swoje psy.
Zdarzało mi się czytać w sieci komentarze oburzonych osób, które twierdzą, że schroniska przesadzają z procedurą adopcyjną, że tylko zniechęcają do adopcji. Dla mnie wypełnienie ankiety, wizyta przedadopcyjna lub poadopcyjna i stały kontakt z wolontariuszami w pierwszym okresie był rzeczą oczywistą. Uratowali życie Joy, w zamian chcieli tylko, żeby była zdrowa i szczęśliwa. Dlaczego nie? Mam przecież ten sam cel.
Im trudniej o psa, tym mniej nieodpowiedzialnych osób będzie się o niego starać. Wierzę, że hodowcy z prawdziwego zdarzenia skrupulatnie dobierają przyszłych właścicieli, a schroniska dbają choćby o to, by chętni sterylizowali/kastrowali adoptowane czworonogi. To dobra droga, warta tego, żebyś ją poparł.
Niestety osób po drugiej stronie barykady jest sporo. Nie wspieraj handlu szczeniakami „rasowymi, bez rodowodu”, sterylizuj swoje psy i polecaj ten zabieg właścicielom psów ze swojego otoczenia. I nie bój się procedury adopcyjnej – ci ludzie poświęcają swoje życie, by pomóc komuś, kto stanie się Twoim najlepszym przyjacielem. Doceń to.
Nie mamy psa, bo, po pierwsze, się ich boimy, a, po drugie, wiemy, że nie miałby się nim kto u nas zajmować. Tak, jak piszesz – im więcej wymagań, tym większe prawdopodobieństwo, że psa zaadoptują tylko te osoby, które naprawdę tego chcą.