Sybirpunk to książka, o którą nikt nie prosił, ale każdy jej potrzebował.
Okładka, tytuł, autor i ulubione wydawnictwo — wszystko zagrało tak idealnie, że po prostu musiałam przeczytać tę książkę. A raczej pozwolić, by mi ją przeczytano, bo poznałam Sybirpunk w formie audiobooka. Całe szczęście, że zazwyczaj słucham książek, spacerując po polnych drogach, bo inaczej nie uniknęłabym zdziwionych spojrzeń, gdy parskałam śmiechem albo szczerzyłam się w uśmiechu. Ale po kolei.
Dlaczego przeczytałam tę książkę?
To wcale nie jest takie oczywiste! Nie przepadam za nowoczesnymi technologiami, słowa „cybernetyka” i „syntetyczny” działają na mnie odstraszająco, a fabuła kręcąca się wokół odzyskiwania pieniędzy… — czy to w ogóle może być ciekawe? A jednak sięgnęłam po Sybirpunk, bo uwielbiam książki Fabryki Słów, a dodatkowo od dawna planowałam przeczytać coś autorstwa Michała Gołkowskiego. Myślę, że wielu autorów może się od niego uczyć tempa pracy, świetnego kontaktu z fanami, a przy tym luźnego podejścia do własnej twórczości, bez jakiegokolwiek zadęcia. Imponuje mi, no. Jak diabli.
Więc skoro już Sybirpunk pojawił się w formie audiobooka w Storytel, które odpalam codziennie, i ktoś w recenzji napisał, że warto, to zaczęłam słuchać. Zdążyłam jeszcze zirytować się na narrację pierwszoosobową, której nie lubię i… już wsiąknęłam na całego.
Za taki świat dziękujemy, oddzwonimy.
Autor wrzuca czytelnika w dziwną rzeczywistość Neosybirska: miasta przyszłości, które zamiast ogromnego rozwoju lub postapokaliptycznej ruiny oferuje mieszkańcom imponująco konsekwentny stan pośredni: brudną przestrzeń, napchaną reklamami, obrzydliwym sztucznym jedzeniem i smogiem, zamieszkiwaną przez ludzi z cybernetycznymi wszczepami. Neosybirsk przekonuje przerażającym prawdopodobieństwem i pokazuje, że mimo upływu lat, mimo nowych osiągnięć technologii, pewne rzeczy pozostaną niezmienne.
Jak grupka dresików na ławce pod blokiem, którzy w książce stali się moimi faworytami.
Neosybirsk to świetnie wykreowany świat, po którym niby masz ochotę się rozejrzeć, ale jednak cieszysz się, że to tylko książka i… że mimo wszystko autor nie przesadza z przedstawianiem kolejnych „malowniczych” krajobrazów, bo to brudne miasto i wszechobecny smog sprawiają, że po prostu robi Ci się duszno. Zamiast tego na pierwszy plan wskakuje Chudy, były żołnierz, który po mistrzowsku załatwia sprawy nie do załatwienia.
Albo liczy na farta i doświadczenie strzeleckie.
A najczęściej na jedno i drugie.
Saszka Khudovec, dla przyjaciół Chudy
Główny bohater ma odzyskać pieniądze dla absurdalnie bogatego biznesmena. Wizja dużej prowizji nie zniechęca go nawet, gdy sprawy zaczynają układać się dziwnie… i coraz dziwniej. Chudy uruchamia dawne kontakty, odzywając się do Kulasa i Mykoły. Kulas jest mistrzem w sprawach komputerowych, a Mykoła… to po prostu jest do bólu kulturalnym i irracjonalnie lojalnym przyjacielem, który w przypadku napaści po prostu wykopie dwa groby dla napastników za swoim domem. Sami przyznajcie, że taki przyjaciel to skarb.
W Sybirpunku nie ma miejsca na dłużyzny i przestoje. Gdy myślisz, że chyba czas, by bieg wydarzeń nieco zwolnił tempo, on odpala turbonapęd. A przy tym połapanie się w całości jest proste, co uważam za duży sukces autora. W międzyczasie jest nawet moment na wątek romantyczny, choć ten przypadł mi do gustu najmniej ze wszystkich. Ale nawet on ma w sobie dziwną, Neosybirską intensywność.
Czy książka mi się podobała? Kurczę, bardzo. Czasem czułam lekki przesyt zbyt dużą ilością wydarzeń, wątek romantyczny mógłby dla mnie nie istnieć, ale poza tym zaskoczyło mnie, jak bardzo wciągnęła mnie cała historia. Uwielbiam, gdy miejscem akcji jest Rosja, lubię, gdy postacie są oryginalne, o niespolaryzowanej moralności. Gdy autor czaruje lekkim piórem i błyskotliwym humorem, ale też potrafi przeciągnąć strunę, jeśli trzeba. Tutaj jest to wszystko, więc po prostu musiało się udać.
Audiobook czytany przez autora
Zauważyłam, że ta kwestia budzi wśród czytelników skrajne emocje. Jednym podoba się pomysł, by Michał Gołkowski czytał własną powieść, inni „uprzejmie radzą”, by zajął się tylko pisaniem. Ja należę do tej pierwszej grupy. Wiem, że wielu autorów ma problemy z właściwą dykcją i naprawdę potrafią utrudnić odbiór własnej powieści, ale tym razem zagrało to znakomicie. Pisarz wczuwał się w postacie z autentycznym przekonaniem, oddając ich charaktery. Dzięki temu narracja pierwszoosobowa, która początkowo mi zgrzytnęła, okazała się świetnym, spójnym i przemyślanym zabiegiem. A dialogi dresików pod blokiem to po prostu czyste złoto.
Czy warto przeczytać Sybirpunk?
Tak, jeśli oczekujesz od książki szybkiego tempa akcji, zaskakujących sytuacji, lekkiej formy i humoru. To świetna lektura dla miłośników fantastyki i klimatów post-apo, którzy szukają ciekawej odmiany. A także dla wszystkich, którzy lubią nieszablonowe postacie, gangsterskie klimaty, Rosję w roli miejsca akcji oraz „brudną”, brutalną rzeczywistość. To nie jest powieść płaszcza i szpady, raczej dresu i kałasznikova.
Nie, jeśli uważasz, że literatura powinna być piękna, a wulgaryzmy, broń palną, narkotyki i wódkę należy zostawiać się przed wejściem do biblioteki, bo książek się taką tematyką nie kala. Chudy tak nie uważa, więc raczej się nie polubicie. Nie jest to też książka dla osób, które najpierw sięgają po lekką książkę, a później zarzucają jej lekką formę. I nie dla osób, które odrzuca brutalność lub po prostu nie odnajdują się w takich klimatach i szukają spokojnej, sielsko-czarodziejskiej historii.
Ta powieść jest jak gość z okładki. Niezbyt ładna, bez wzniosłych wartości, ale gwarantująca, że będzie ciekawie, intensywnie, a w magazynku nie zostanie ani jeden nabój.
“a fabuła kręcąca się wokół odzyskiwania pieniędzy… — czy to w ogóle może być ciekawe?” No ej! :(
Na bank nie sięgnę, bo czasu mi brakuje już na kilka lat do przodu, ale setting niezły. Chetnie bym to obejrzał jako film. Tylko okładka woła o pomstę do memowych bóstw. W słowiańskim przykucu pięty do ziemi!
Moim zdaniem okładka jest taka celowo i świetnie dopełnia całość! :D Oj, film na podstawie Sybirpunka na pewno byłby świetny!
Właśnie jestem w świecie “Metra 2034” po lekturze “Metra 2033”, więc to sporo mówi o tym, że lubię takie “postapokaliptyczne” książki.Ta, mimo, że nie do końca jest post- a raczej pomiędzy, jak to napisałaś, tym bardziej mnie ciekawi :)
Metro 2033 i 2034 są rewelacyjne. :) Cieszę się, że książka trafia w Twoje gusta! Też uwielbiam postapo. :)
Bardzo zaciekawiła mnie ta książka, będę ją miała na uwadze:)
Fajnie wiedzieć! :)
Recenzja świetna i zachęcająca, ale to zupełnie nie mój gatunek czytelniczy. ?
Dziękuję. :) Książka jest bardzo specyficzna i nie dziwię się, że do wielu osób nie trafi.
Ja też nie jestem fanką super nowoczesnych pojęć. Niemniej jednak lubię humor zawarty w książkach oraz wartką akcję. Nie mówię jej zatem “nie”.