Dzieciaki mają świetne podejście do psów. To dorośli wszystko psują.
Dwóch chłopców jeździ na deskorolce, późne lato. Mijam ich z Joy i słyszę pytanie, czy mogą ją pogłaskać.
– Jasne – mówię. – Tylko ostrożnie. To pies ze schroniska i boi się obcych ludzi, może nawet warczeć. Ale nie ugryzie was. Wyciągnijcie rękę w taki sposób – pokazuję – i pozwólcie jej powąchać.
Joy wącha ostrożnie, a chłopcy są równie przejęci jak ona. Daję im chrupki, którymi mogą poczęstować psa. Jeden wyciąga rękę zbyt szybko, a drugi strofuje go cichym głosem: „uważaj, nie słyszałeś, jak pani mówiła, że to pies ze schroniska? Nie możesz się tak zachowywać, bo się boi!” Pytają o jej imię i o to, czy pies naprawdę może warczeć ze strachu, a potem, gdy mam już odchodzić, jeden z chłopców zagaduje, czy zaadoptowałam ją w walentynki.
– Nie, a skąd ten pomysł?
– Bo ma serduszka przy obroży – mówi chłopiec, trochę zawstydzony, i żegna się z Joy.
Dzieciaki mają świetne podejście do psów. Są ostrożne, delikatne i słuchają uważnie tego, co mówię. Dlatego wolę, gdy są bez rodziców, kiedy mają poznać mojego psa.
Dorośli wszystko psują.
Uważaj, bo cię ugryzie!
Joy ignoruje przechodniów. Bardziej interesują ją zapachy na pobliskim trawniku. Ale najwyraźniej nawet wtedy wygląda morderczo. Nagminnie spotykam się z tym, że na nasz widok opiekun odciąga dziecko na drugi koniec chodnika, jakbym co najmniej prowadziła niedźwiedzia, który trzyma w łapach kałasznikowa. I słyszę standardowy, nerwowy komentarz: uważaj, bo cię ugryzie!
– Nie ugryzie – mówię wtedy do dziecka, na przekór dorosłemu.
Dobijają mnie te wszystkie matki przerażone moim psem, ledwie sięgającym do kolana, który nawet ich nie zauważył. Nie poświęcają nawet chwili, by wyjaśnić dziecku, że należy uważać, ale generalnie psy są w porządku. Boją się stracić choćby minutę na wytłumaczenie, że najpierw trzeba spytać właściciela o zgodę na pogłaskanie. Zamiast tego zdarza się, że dziecko jest chowane za plecy bezceremonialnym szarpnięciem za kurtkę.
To trochę tak, jakby wmawiać dziecku, że w każdym przechodniu drzemie potencjalny morderca lub handlarz organami.
Jaki przekaz dostaje dziecko nieustannie odciągane od wszystkiego, co ma cztery łapy? Psy powinny być pozamykane gdzieś z dala od ludzi. Psy są be. Są niebezpieczne i nieprzewidywalne.
Ze skrajności w skrajność
Inna kategoria to rodzice, którzy puszczają dzieciaki samopas. Parę razy szarpnięciem odciągałam Joy od kilkulatka, który biegł w naszą stronę z wyciągniętymi rękami. Tacy rodzice zupełnie nie reagują na to, co się wokół dzieje. Jakby dzięki posiadaniu dziecka byli uprzywilejowaną grupą w społeczeństwie. Przecież to ja odpowiadam za psa i – w tym momencie – za bezpieczeństwo ich pociechy. Oni są na spacerze, więc należy im się chwila relaksu, prawda? A niech pies spróbuje choćby warknąć – wtedy wina leży po stronie właściciela, a w ogóle jeśli ma się agresywne zwierzę, to powinno się je uśpić.
Zdarzają się też rodzice głupi na jeszcze inny sposób – wtykający ręce przez siatki ogrodzeń i głaszczący cudze psy, bo przecież na pewno nic się nie stanie. I zachęcający do tego dzieci. Przecież ten pies tak słodko patrzy…
Pytać, głaskać, edukować
Mam Joy od prawie trzech lat, a na palcach jednej ręki mogę policzyć rodziców, którzy podeszli i spytali, czy dziecko może pogłaskać psa. Jeśli jest spokojne, zawsze się zgadzam. Czasem słyszę też, że mama zagaduje dziecko w wózku – spójrz, jaki ładny piesek. Ma cztery łapki i długą sierść. Podoba ci się?
Widzicie różnicę? To raptem parę zdań, a zbudowany dzięki nim przekaz jest niesamowicie pozytywny.
Nie twierdzę, że każdy musi lubić psy. Ale żyjąc obok siebie musimy się jakoś nawzajem znosić. Kiedy idziesz z dzieckiem nie mówisz mu, że nie cierpisz tej wrednej sąsiadki. Wpajanie mu strachu przed psami to koszmarnie zła droga na skróty. Nikt na niej nie zyskuje. Nam najwyżej zepsujesz humor na maksymalnie pół minuty. Twoje dziecko traci dużo więcej.
Czytaj też: Spotkanie z damą lub O gustach się nie dyskutuje
Mogę się pod tym tekstem podpisać obiema rękami. Mam psa i dokładnie to samo przeżywam. Tyle tylko, że mój to kategoria “chcę, żebyś mnie głaskał, bo zaliżę Cię na śmierć”. Co nie zmienia jednak faktu, że rodzice powinni zapytać, czy pieska można pogłaskać. Mój krzywdy nie zrobi, jest trochę fanu, bo dotknął noskiem i jak to dzieciaki mówią “dał buziaka”, ale jak podbiegną tak do innego, to mogą się mocno zdziwić. Ja oczywiście tłumaczę, że każdy piesek jest inny, ale to powinna być przede wszystkim rola rodziców.
Tych rodziców, którzy zaś ukrywają dzieci albo krzyczą “fuuj, uważaj, on musi być brudny,…” to już na całej linii nie jestem w stanie zrozumieć.
Jestem normalną matką w takim razie :) Moja pięciolatka wie, jak się zachować.
Moje dziecko od zawsze wychowuje się z psem – ponad 40-kilogramowym owczarkiem – robi z nim wszystko, na co on jej pozwala, ale… Pies reaguje tak tylko na moje dziecko, nie pozwala się macać na ulicy, a kiedy córka jest obok, nie pozwala się nawet do nas zbliżyć. Inna sprawa, kiedy jej nie ma. Nigdy nikogo nie zaatakował, ale kiedy widzę biegnące w naszą stronę dziecko… po prostu mam obawy, że taki bieg w naszą stronę zostanie odebrany jako atak (pies ma kaganiec, ale podejrzewam, że siła uderzenia mogłabym zmieść małe ciałko z powierzchni ziemi). Rodzice nie myślą, niestety. Nie spotkałam się z chowaniem dziecka za plecami – szaleństwo…
Od jakiegoś czasu mieszkam z psem w Norwegii. Ani razu nie spotkałam się z powyższymi sytuacjami, ani z “psimi podbiegaczami” trochę jak bajka :) Podoba mi się! :)
Słyszałam, że w UK również jest zupełnie inna kultura, jeśli chodzi o właścicieli psów. Szkoda, że Polska pozostaje pod tym względem tak bardzo w tyle. :/
Szkoda, że rodzice tak reagują (albo nie reagują wcale), bo później przychodzi tak moment, że dziecko chce zwierzaka, dostaje prezent, mija miesiąc, a zwierzę albo wraca do np. schroniska albo rodzice się nim zajmują. A przecież, jeżeli od początku uczymy dziecko, jak obchodzić się ze zwierzakami, to jest szansa, że dziecko tak szybko się nie znudzi. Będzie czuło odpowiedzialność i przy odpowiednim nakierowaniu dumę, że pomaga futrzakowi.
Jeśli zwierzę wraca do schroniska, to wina tylko i wyłącznie rodziców, nigdy dziecka. Zwierzak jako prezent dla dziecka to najgorszy pomysł, na jaki mogą wpaść opiekunowie. Ale fakt, że uczenie dziecka, jak opiekować się psem czy kotem pozwala mu zrozumieć, że to żywa istota, a nie interaktywna wersja pluszaka. :)
To o czym piszesz jest smutna rzeczywistoscia rowniez w UK. Dlatego juz od dawna uwazam, ze podejscia do zwierzat powinno sie uczyc od niemowlaka w domu, przedszkolu i szkole. Codziennie widze jak dzieci glaszcza psy po glowach (gestem z gory) i serce mi w gardle staje. Te wszystkie psy co to cierpliwie zniosly zasluguja na medal.
Mnie tak samo, dlatego zawsze mówię, żeby obcy głaskali Joy po klatce piersiowej i najlepiej kucając obok niej, a nie pochylając się nad nią. Na szczęście dzieciaki chętnie słuchają takich instrukcji i chętnie się tego uczą, tylko trzeba im to umożliwić. :)
Ja jestem za tym żeby nie straszyć, ale edukować. Jestem wolontariuszką w schronisku, często wyprowadzam psy, w wakacje nagminnie bez pytania ktoś głaskał psa, który niestety po prostu się rzucał, bo nei był ani oswojony, ani zadowolony ze swojej sytuacji. Najbardziej komfortowa jest sytuacja kiedy rodzic pyta czy pies gryzie, czy może pogłaskać. My dostaliśmy w schronisku restrykcje, że psa głaskać nie możemy dawać, ale kiedy widzimy, że jest spokojny to pozwalamy bez problemu, ale zawsze rodzic powinien uprzedzać i nie reagować źle na schronisko, bo te psy nie są chore ani wściekłe, tylko skrzywdzone. Nie ma się czego bać.
Psy ze schroniska to już w ogóle temat-rzeka. Niestety ludzie faktycznie uznają je za dużo “gorszy sort” psów. Parę razy, gdy zapytana odpowiedziałam, że mój pies nie jest rasowy, że to kundel ze schroniska, słyszałam “dziwne, i taki ładny?”.
Świetny blog, świetny instagram. :)
http://www.piotrbalcerek.com
Bardzo mi się podoba przytoczona na początku historia :) Dzieci rzeczywiście zaskakują czasem bystrością i takim innym – lekko abstrakcyjnym – spojrzeniem na świat i detale… A ten piesek z fotki nad nagłówkiem to chyba nie Twoja Joy? Na zdjęciach na Instagramie wygląda na border collie..
To nie Joy, to fotka z banku darmowych zdjęć, z którego korzystam.
Tak, Joy jest w typie bordera, na dodatek ma typową dla borderów padaczkę – po prostu border pełną gębą. :D
Skąd ja to wszystko znam… Nieodpowiedzialni rodzice są naprawdę okropnym utrapieniem na spacerach, zwłaszcza jeśli ma się problemowego psa. Barney nigdy nikogo nie ugryzł, nawet nie próbował, ale kiedy został adoptowany bał się dzieci. Dlaczego? Chyba tylko on jeden to wie. Teraz ładnie je ignoruje, ale nadal nie pozwalam na kontakt. Oczywiście, jak możesz się domyślić, niewiele osób o zgodę pyta, więc zazwyczaj muszę uprzedzić takiego rodzica sama, że tego psa się nie głaska, bo nie lubi dzieci (zazwyczaj w momencie, kiedy dziecko biegnie już w naszą stronę z wyciągniętymi ramionami) Nie wiem ile razy w odpowiedzi usłyszałam “dziwny jakiś”, tak jakby pies urodził się tylko po to, żeby go dzieci na ulicy głaskały… Nawet jeśli na głaskanie przez obce osoby nie pozwalam to miło byłoby usłyszeć pytanie “Czy można?”, bo wtedy nie musiałabym się obawiać, że każde napotkane dziecko to potencjalne zagrożenie. Ostatnio miałam taką dziwną sytuację: idę sobie z psem, pies przy nodze, za mną matka z dzieckiem w wózku i bliźniaczkami trzymającymi się wózka. Matka trzyma w rękach telefon i coś robi. W pewnym momencie jej córki wyrwały się do biegu “piesek, piesek!!” i… zaczęły mnie gonić. A matka? Nadal grzebała w telefonie. Nie wiem nawet czy podniosła wzrok. Musiałam skręcić w inną ukiczkę. No i weź teraz przekonaj psa, że dzieci nie są straszne. :/
Że też ci rodzice się nie boją. Nie znoszę takich sytuacji, bo wtedy mam wrażenie, że rodzic zrzuca na mnie odpowiedzialność za jego dziecko. I o dziwo, jeśli (starsze) dzieci są same, zawsze pytają mnie o zgodę.
“Nie znoszę takich sytuacji, bo wtedy mam wrażenie, że rodzic zrzuca na mnie odpowiedzialność za jego dziecko.” – W samo sedno. :) Co do dzieci bez rodziców, to rzeczywiście wtedy się do psa tak nie pchają. Bardzo rzadko wykazują w ogóle chęć pogłaskania (przynajmniej w moim przypadku).
Mnie się to czasem zdarza i w takich sytuacjach pozwalam dziecku i pokazuję jak się powinno głaskać obcego psa. :) Chyba, że Joy ma zły dzień. :D
Ja jestem chyba zbyt przerażająca, skoro dzieci nie chcą podchodzić bez rodziców. :D A tak poważnie, to miło z Twojej strony. Gdybym miała bardziej stabilnego psa, również pozwalałabym na taki kontrolowany kontakt – w końcu trzeba edukować społeczeństwo! Ale jeszcze nie. Na tym etapie przyniosłoby to więcej złego niż dobrego obu stronom. Psu, bo nauczony omijania zagrożenia nie rozumiałby czemu w tym wypadku metoda nie działa i to przerażające stworzenie narusza jego strefę bezpieczeństwa; dziecku, bo zamiast nauczyć się, że psy to fajne stworzenia, z którymi trzeba się odpowiednio obchodzić, nauczyłoby się, że to dzikie bestie. Ale kto wie? Może w przyszłości? I tak zrobił spory postęp – jest w stanie zwyczajnie siedzieć kiedy w pobliżu jest dziecko i go nie zaczepia.
Rozumiem, rzeczywiście lepiej nie ryzykować w Waszym przypadku. :) W sumie to nawet wygodne: “Można pogłaskać psa?” “-Nie.” :D
Powodzenia w dalszej pracy! :) Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie przyszło żyć z pato-pieskiem. :D