Dawno temu przeczytałam serię, która skradła moje serce. A później popełniłam straszny błąd – dokupiłam ostatni tom…
Oko jelenia przeczytałam od deski do deski, z zapartym tchem, z sercem pozostawionym gdzieś pośrodku zamarzniętego Bałtyku albo na rynku średniowiecznego Visby. Pokochałam Hanzę, polubiłam informatyka, który został podróżnikiem w czasie i rezolutną Helę, więcej – polubiłam nawet gadającą łasicę. Wszystko, cokolwiek wydarzyłoby się w tej sadze, przyjęłabym bez mrugnięcia okiem. Ale ostatnia część? Tego już za wiele.
Kocham Oko jelenia. To jedyna seria książkowa, którą skompletowałam. To seria, która zakpiła sobie z moich problemów z koncentracją i zamiast kilkunastu stron dziennie kazała mi przeczytać setkę, jednym tchem. Kilka razy pod rząd. Zapisała w mojej pamięci Marka, Staszka, Helę, Maksyma, Sadko i Borysa na kilka lat i nic nie wskazuje na to, bym szybko miała o nich zapomnieć. A jeśli wspomnienia zaczną się zacierać, tym lepiej dla mnie – będę mieć jeszcze więcej radości, kiedy będę czytać całość ponownie. Polecałam Oko jelenia wielu osobom i dwóch moich przyjaciół zachwyciło się nią tak bardzo jak ja. Nie zrobię im tego. Nie pokażę im tego zielonego tomu. Niech zapamiętają tę serię tak genialną, jak była.
W kwietniu ukazała się ostatnia część – Sowie zwierciadło, więc od razu, jak na największego fana serii przystało, grzecznie podreptałam do Empiku po swój egzemplarz. Pech chciał, że zdołałam go przeczytać dopiero w lipcu. Do tego czasu stał na półce, a ja ilekroć na niego spojrzałam, cieszyłam się, że jest jeszcze mały fragmencik życia moich ulubionych bohaterów, którego nie znam. Mając tę wiedzę, co dziś, wolałabym, żeby tak pozostało.
Nie miałam wcale wygórowanych oczekiwań, powiem więcej – nastawiałam się na to, że ten tom nie będzie równie dobry, co pozostałe. Nie wiedziałam tylko, że będzie aż tak odstawał od całości. Jest po prostu słaby.
Do połowy siedziałam i nie wierzyłam własnym oczom. Przez trzysta stron nie wydarzyło się prawie nic. Na początku Staszek usiekł Rusków i w zasadzie było to jedyne interesujące wydarzenie pierwszej połowy książki. Można było zamknąć je na piętnastu stronach, serio. Nikt nie miałby tego za złe. Gdzie przygody i wartka akcja, które tak dobrze pamiętam z ostatnich tomów? Ni ma. Przez tę połowę czytelnik usypia nad otwartym tomem i nie wiadomo, kto nudzi się bardziej – on czy bohaterowie.
Wątek Marka odebrałam bardzo sceptycznie, ale z drugiej strony dał mi nadzieję na ciekawy finał całej historii. Ale im dalej w las, tym wątek pojawiał się rzadziej, był spisywany bardziej pobieżnie i służył tylko pospiesznemu łączeniu nitek innych zdarzeń. Zakończenie to już w ogóle koszmar. Odebrałam wrażenie, że postacie, które zdążyłam tak dobrze poznać, zamieniają się z bohaterów z krwi i kości w papierowe kukiełki.
Jeśli jeszcze nie znacie tej serii – czytajcie Oko jelenia, bo naprawdę warto. Ale ostatni tom sobie darujcie i potraktujcie go jak wypadek przy pracy. Udajmy wszyscy, że nigdy nie istniał. Może dzięki temu zniknie…
Tragedia, jak ostatni tom jest porażką w chwili, gdy pozostałe były świetne. Nie znamy tej serii i na razie raczej tego nie zmienimy. W przyszłości więc pominiemy ostatni tom, gdy skusimy się na lekturę tego cyklu.
Nawet nie wiedziałam że wyszedł ostatni tom [*]