Nie wierzcie, kiedy mówią Wam, że ta powieść jest świetna. To podstęp.
Zabić drozda było dla mnie prawdziwym odkryciem i szybko trafiło do grona ukochanych książek. Wyjątkowe postacie z miejsca zaskarbiły sobie moją sympatię. Pokochałam Atticusa za jego mądrość, Skauta za szczerość, Calpurnię za opiekuńczość. Byłam pewna, że wrócę do tej książki. To jedna z lektur, podczas czytania których człowiek jest po prostu radosny, bo obcuje z kawałkiem świetnej literatury, a przy tym ma świadomość, że autor przedstawia palące problemy w inteligentny sposób.
Ponad pięćdziesiąt lat po wydaniu Zabić drozda, czytelnicy dostali coś, o czym nawet nie śmieli marzyć. Kontynuację znanej, ukochanej powieści. Piękne sny jednak mają to do siebie, że w najmniej oczekiwanym momencie potrafią zamienić się w koszmar, podczas którego mamy ochotę wyskoczyć z łóżka jak oparzeni. Cóż, Idź, postaw wartownika stało się dla mnie takim właśnie twórczym koszmarkiem.
Niepopularna opinia o Idź, postaw wartownika
Teraz przeczytacie coś, co powie Wam niewielu, bo chwalenie powieści napisanej przez laureatkę nagrody Pulitzera jest fajne i mądrze wygląda. Wolę jednak powiedzieć Wam szczerze – ceńcie swój czas i pieniądze i za Chiny Ludowe nie sięgajcie po Idź, postaw wartownika. Jeśli liczycie na mądre lub ciekawe słowa, absolutne maksimum zostało zacytowane na czwartej stronie okładki.
Początkowo myślałam, że nie zrozumiałam tej książki. W końcu to powieść samej Harper Lee, a książka, którą czytam, to kontynuacja kultowego Zabić drozda! Jeśli mi się nie podoba, to pewnie czegoś nie załapałam. Ale nie. Serio jest beznadziejna. Szkoda tylko, że tak usilnie wpycha się ją na piedestał, a recenzenci próbują wmówić czytelnikom, że warto poznać tę powieść. Nie warto. Osobiście mam ochotę wykupić cały nakład i urządzić ognisko, żeby nikt nie poczuł się po te lekturze tak strasznie źle jak ja.
Idź, postaw wartownika to pozycja, której brakuje dokładnie każdego elementu zachwycającego czytelników w Zabić drozda. Mam wrażenie, że autorka po prostu chciała powiedzieć: przestańcie się już, do cholery, podniecać Atticusem i Jean Louise, spójrzcie, jak bardzo są do dupy. A skoro już coś piszę, dowalę do bólu sztuczne, kilometrowe dialogi, które będą po prostu wyłuszczeniem moich poglądów. Humor, błyskotliwość? Nope.
Czytając tę książkę miałam poczucie kompletnej bezcelowości.
Skaut błąka się po mieście nie wiadomo, po co, rozmawia z ludźmi zupełnie bez powodu i puenty, nie raczy nawet rzucić ciętej uwagi lub żartu. Jako czytelnik miałam wrażenie, że znajduję się w miejscu, w którym nieudolny debiutant, posługujący się piórem maksymalnie od pięciu minut, poustawiał papierowe postacie tylko po to, żeby doprowadzić mnie do rozpaczy. Bohaterowie mieli co prawda te same imiona, ale nie byli już tymi, których znałam z Zabić drozda. Nie było w nich ani krzty życia. Przerzucałam strony, mając wrażenie, że uczestniczę w jakiejś absurdalnej szopce. What the fuck is going on?
Nie rozumiem ani jednej pozytywnej recenzji. Tytułowym wartownikiem jest sumienie, a trzeba nie mieć go ani krzty, żeby polecać komuś przeczytanie tej powieści. To dla miłośników Zabić drozda cios tym bardziej bolesny, że zupełnie niespodziewany. Jest mi źle ze świadomością, że ta książka w ogóle istnieje.
Chcesz być na bieżąco? Super!
Wystarczy, że polubisz facebooka Partyzantki!
O rzesz w mordę, aż mi smutno, że wszyscy tak chwalą tę książkę. Jak tu ufać opiniom innych? Ale słyszałam o dosyć kontrowersyjnej sytuacji, w jakiej ta książka została wydana i chyba i tak bym po nią nie sięgnęła. Szkoda nerwów. I szkoda tej biednej kobiety, która być może wcale nie wie, że jej książka została wydana i okrzyknięta bestsellerem, zanim trafiła na półki w księgarniach.
Wiedzieć wie, ale czy jest z tego zadowolona? Z jednej strony – gdyby chciała ją wydać, sama by to zrobiła jakieś 50 lat wcześniej.Z drugiej – ile mamy dzieł tylko dlatego, że ktoś nie posłuchał autora, żeby je zniszczyć ;-) Ktoś na tym zarobił i tyle ;/
Nie słyszałam o żadnej kontrowersyjnej sytuacji, powiedz, o co chodzi. :) Dość ostrożnie podchodzę do przesadnie pochwalnych opinii, ale i tak byłam w szoku, kiedy na LC zobaczyłam hymny pochwalne na cześć “Idź, postaw wartownika”… chyba właśnie nazwisko autorki zrobiło swoje.
Przeczytałam o tym na blogu Subiektywnie o książkach, więc podsyłam Ci link do tych informacji: http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/2015/11/idz-postaw-wartownika-harper-lee.html
Ogólnie chodzi o to, że nie ma pewności, że autorka zgodziła się na wydanie tej książki, bo nie jest do końca sprawna umysłowo. Książka była ukryta przez jej siostrę i znaleziona całkiem niedawno przez prawnika autorki. Wszystko to jest jakieś strasznie dziwne i nie zdziwiłabym się, gdyby ta biedna staruszka wcale nie chciała, aby tę książkę wydano w takiej postaci. Ale to tylko domysły. W każdym razie już samo to mnie zniechęciło. Plus ogromnie zniechęcająca promocja wydawcy – co za dużo to niezdrowo, ale niektóry nie mają umiaru.
Masz rację, sprawa jest dziwnie rozegrana i podejrzana. Natarczywa promocja zupełnie mnie nie dziwi – czyż nie to samo działo się choćby z Greyem? Przecież tego gniota nikt by nie kupił, gdyby nie upór reklamodawców.
Dziękuję za linka!
O to to, poczucie bezcelowości! To uczucie, które towarzyszyło mi przez czytanie, a którego nie umiałam nazwać! Ale! Ja rozgrzeszyłam autorkę, jak poczytałam jakie kontrowersje są związane z wydaniem tej książki :) Liczy się niestety tylko kasa, a 89-letnie staruszki prawdopodobnie nie mają nic do powiedzenia ;/
Opowiedz, daj link! :D Też z miłą chęcią się dowiem!
Jak stoisz z angielskim? To link do artykułu, który czytałam http://www.nytimes.com/2015/07/03/books/harper-lee-go-set-a-watchman-may-have-been-found-earlier-than-thought.html?_r=0
Kumam lepiej niż polski, dzięki! :D
Hahahaah, no to miłego czytania! :)