Prawie nigdy nie jest to efekt strasznego wypadku i szeroko zakrojonej akcji ratunkowej. Zazwyczaj powody są dużo ważniejsze.
Podróżuję pociągiem niemal codziennie i za diabła nie mogę znaleźć zależności między czynnikami zewnętrznymi a opóźnieniami. Mam wrażenie, że podejmując ten temat, wkraczamy w arkana wiedzy tajemnej, także trzymajcie się mocno.
Pierwszym powodem jest deszcz – kiedy spadnie, trzeba chyba namawiać pociągi, żeby raczyły pomoczyć swoje arystokratyczne kółeczka. Innego powodu nie widzę. Zaskakujące, że ulewa jest ok, najbardziej zabójcza jest mżawka.
Można też być pewnym spóźnienia, kiedy spadną 2 milimetry śniegu, paraliżując ruch kolejowy i angażując wszystkich pracowników do wydobywania zasypanego pociągu spod śniegu. Brakuje jeszcze, żeby na dworcach wisiały zdjęcia pokazujące heroiczną walkę najbardziej zasłużonych konduktorów z żywiołem.
Bo ładna pogoda. To też częsty powód. Świeci słońce, nie dzieje się absolutnie nic groźnego ani ciekawego, a sepleniąca pani w głośniku zapowiada spóźnienie. Wcale niedużo – pięć-dziesięć minut, za to regularnie, co kilka dni. Nie wiem, może pociągowi nie chce się przyjść do roboty, kiedy świeci słońce? Ciekawe, co wtedy robi, łowi ryby?
Nie ma co liczyć na to, że pociąg przyjedzie na czas, kiedy czeka na niego tak mało osób, że w sumie nie opłaca się jechać punktualnie. Ta garstka może w ogóle nie zauważy spóźnienia… a jeśli się zdenerwują, obsługa pociągu przynajmniej będzie miała przewagę liczebną.
Bez powodu – ulubiony powód, dla którego spóźniają się pociągi.
Gdybym pracowała jako konduktor, nadałabym chociaż trochę grozy całej sytuacji. Słuchajcie, spóźniliśmy się, bo mieliśmy jakiegoś desperata na torach. Dziewczyna go rzuciła, czy coś. Zgodził się przesunąć i teraz czeka na towarowy. W każdym razie nadrobiliśmy czas i przyjechaliśmy tylko 10 minut później, woo-hoo! Szampan dla wszystkich pasażerów!
I każdy by zrozumiał! Tymczasem informacji brak, a pasażerowie są zdani na łaskę i niełaskę (zgadnijcie, które częściej) naszych linii kolejowych.
Inna sprawa, że czasem myślę, czy taka nieświadomość nie jest dla nas zbawienna. O jednym ze spóźnień dowiedziałam się, że było wynikiem tego, że w trakcie jazdy odczepiły się dwa wagony od pociągu, którym akurat jechałam. Dobry powód, by podróżować z przodu składu. Błogosławiona niewiedza.
Podróże pociągiem to w ogóle śmieszny temat.
Łap jeszcze jednego linka: Pociąg blabla opóźniony około tratata minut
Chcesz być na bieżąco? Super!
Wystarczy, że polubisz facebooka Partyzantki!
Właśnie tragiczne jest to, że nie mówią, że się spóźni, nawet te 5, czy 7 minut, a ktoś ma przesiadkę, więc nie wiemy, jak ktoś ma zdążyć, jeśli wybrał krótki czas na zmianę pociągu.
Wybieranie takich połączeń, w których na przesiadkę mamy kilka minut, to loteria, którą w większości przypadków wygrywa PKP niestety.
Niestety, a potem czekaj kilka godzin na kolejny.
Spóźnienia? Jakie spóźnienia? Ja uwielbiam te dni (a częściej noce), kiedy PKP organizuje takie super promocje, jak np.: zamiast 12-o godzinnej podróży z Krakowa do Szczecina, masz dodatkowe 5h gratis. Ogarniasz to szczęście? 17h w tej samej cenie co 12! Najlepsza promocja EVOR!!! <3
A tak zupełnie poważnie, to raz zapytałam konduktora, dlaczego stoimy w polu 5 godzin i w odpowiedzi usłyszałam, że czekamy na lokomotywę spalinową, bo ktoś (i tu uwaga) NIEPOSTRZEŻENIE ukradł 10 km trakcji. No wziął, zwinął i schował do kieszeni. Przecież to chwila moment dosłownie.
PKP <3.
Ja będe bronić PKP, no ale… Skoro jeździsz to widzisz w jakich rejonach ciągną się tory i trakcje. Na prawdę sądzisz, że zwinięcie 10-ciu kilometrów trakcji jest takim trudnym wyczynem? :) Szczególnie biorąc pod uwagę ile jej ciągnie się na zadupiach, polach i lasach? Nie sądzę, żebym miała jakiś wybitnie kryminalny umysł a twierdzę że zdecydowanie DA SIĘ :) Już nie mówię, że te “ilości” przeważnie są wyolbrzymiane, bo tu jeden z drugim źle usłyszy i tak ze stu metrów robi się sto kilometrów :)
Oni są mistrzami takich promocji.
Podejrzewam, że da się ukraść coś takiego, bo widzę, jak wyglądają trasy, ale nie wiem, co zdumiewa mnie bardziej – kuriozalność tej sytuacji czy niefrasobliwość PKP.
Te opóźnienia pociągów – przeważnie weekendowe nie zawsze się biorą tak z dupy.
Przeważnie ludzie na samym peronie robią problem – bo długo wysiadają, bo wsiadają jeszcze dłużej (piątki i niedziele w roku akademickim, pozdro. Pociągi załadowane po sufit), bo znajdzie się jakiś awanturniczy pasażer. I tak jedna, dwie, trzy stacje i opóźnienia się nawarstwia. Potem taki pociąg opóźnia inny pociąg (bo trzeba zwolnić tor) albo spóźnia się sam (bo musi ustąpić innemu) i ta-daam!
Ja dlatego w weekendy nie przepadam za podróżami. Poza “sezonem” najczęściej dolegaja problemy techniczne (i zapętla się historia z ustępowaniem torów i innych historii). Trasę na 3h pokonywałam kiedyś w 6, bo staliśmy w lesie, czekaliśmy na drugi pociąg, żeby nas zepchnął a potem godzina koczowania na dworcu na przesiadkę.
Ale przeważnie nie narzekam – zawsze na czas (w weekendy bycia na czas się po prostu nie spodziewam). Lubię regio – i lubuszaniny i dolnośląskie. Zależności pogodowych nigdy nie zauważyłam :)
Za to to co opisujesz IDEALNIE oddaje sytuację MPK Wrocław – pada deszcz? Autobus się przestraszył, wrażliwy typek, sorry, nie przyjedzie!
Poza tym trzeba być sprytnym i nie okazywać autobusom, że się spieszysz. Bo jak okażesz minimalne oznaki pośpiechu to nie przyjedzie :D
Wiem, o czym mówisz, bo w piątki, gdy wracam z zajęć, jest w pociągach tak ciasno, że mogę czytać tylko cienkie książki. :P Zdumiewa mnie, że przewoźnicy wciąż nie mogą sobie poradzić z takimi prozaicznymi sytuacjami.
Słuchaj, to jest świetny sposób. Będę biec na pociąg, ale z takim wyrazem obojętności na twarzy, że może na mnie poczeka. :D
No ja kiedyś jak biegłam z torbą, psem i twarzą z najbrzydszego slow motion biegnącego grubasa to pociąg spieprzył tak szybko, że ledwo zdążyłam go klepnąć na pożegnanie w tylny zderzak :C
Obojętność to klucz do sukcesu. Trochę jak z podrywem :D
Też miałam parę razy taką sytuację, że wbiegłam na dworzec i mogłam co najwyżej pomachać tym, którzy zdążyli na mój pociąg… :P
Podróże pociągami są tragiczne, ale dzięki temu można nadrobić książkowe zaległości. Zawsze wrzucam książkę do plecaka, bo wiem, że jak już staniemy w szarym polu (najbardziej lubi cierpieć w Cierpicach albo rozpindalać się przy tabliczce “Park Jurajski – Solec Kujawski” na odcinku Toruń – Bydgoszcz) to będę miała co robić :) Gorzej jak mi się spieszy na kolokwium, a tu samobójca na tory wpadnie i 4 godziny opóźnienia (jedynie wysiąść i wrócić do domu drugim…). Chociaż ostatnio na tym odcinku Toruń – Bydgoszcz jeździ się całkiem znośnie. Powodzenia dla Ciebie, trzymam kciuki za mniejsze opóźnienia :D
Dzięki! Też nie wsiadam do pociągu bez książki – czytanie to najlepsze możliwe wykorzystanie czasu w pociągu. ;)
Uwielbiam sarkastyczne posty! Ale tak serio, podróżuję pociągami kilka razy w miesiącu, zwykłym regio i to niecałe 40 km. i zawsze, ale to zawsze zamiast wyruszyć o 21, wyruszam o 21:15… Dlaczego? Bo pociąg TLK czeka na pasażerów z innego pociągu. Raz pamiętam, że kochane regio jadące w drugą stronę (ze mną w środku), musiało się zatrzymać w środku niczego (nawet pola to nie przypominało), żeby przepuścić czy to pendolino czy to jakieś inne intercity. Okej, ja rozumiem, że za bilet zapłaciłam te 70 proc. mniej, ale dlaczego mam się spóźnić przez to do pracy? Skoro jakieś tam pendolino czy Wyspiański ma opóźnienie na swojej początkowej stacji nie znaczy, że musi zatamować cały ruch, żeby mogło wyminąć nędzne regio. Wiem, że to śmieszne i niesprawiedliwe, bo mogę przecież jeździć ic, no ale… no kurde.
Cieszy mnie to! Zapraszam po więcej. ;)
Też denerwuje mnie czekanie, żeby przepuścić inne pociągi – mam wrażenie, że to rozwiązanie z czasów, kiedy powstawała kolej i położenie jednego torowiska było wielkim wydarzeniem.
oj, daaawno już nie podróżowałam pociągami. ale był czas, że często i długo (np. Wrocław-Katowice) ;)
Ha ha ha! Rzadko podróżuję pociągami i zwykle przed podróżą zadaję takie pytanie: Dlaczego między dwoma dużymi miastami państwa w środku Europy nie ma taniego połączenia w dzień, tylko trzeba jechać do mniejszego miasta o szóstej, by stamtąd wyruszyć do celu? Nie ogarniam tego.