You are currently viewing Bunkrów nie ma

Bunkrów nie ma

Szału też nie.

Książka podróżnicza z dużą dawką czarnego humoru? Kiedy tylko zobaczyłam jej fotkę na Instagramie, od razu podreptałam na blog Tonego, żeby zamówić swój egzemplarz. Mój entuzjazm był tak duży, że odłożyłam lektury na bok, dając pierwszeństwo tej historii.

Facet zauważył, że jestem trochę zdenerwowany.
– Denerwujesz się?
– Trochę tak.
– To pierwszy raz?
– Nie. Byłem już kiedyś zdenerwowany.

Pierwszego dnia czytałam ją w pociągu. Po drodze dostałam takiej głupawki, że musiałam odłożyć książkę na bok. Nie mogłam przestać się śmiać. Inni pasażerowie pewnie pomyśleli, że przyszło im podróżować ze świrem. Ostatnio rozbawił mnie tak Pratchett, więc pomyślałam, że to bardzo dobry znak!

Pociągnąłem ostatniego bucha, wyrzuciłem niedopałek i wszedłem z powrotem do pomieszczenia. Spojrzałem na kształt leżący na łóżku i pomyślałem – ulala… a może by tak bez zabezpieczenia…

Przez chwilę rozmarzyłem się (…). Za chwilę jednak oprzytomniałem – jak bez zabezpieczenia? Przecież ja jadę skuterem przez Wietnam! Chcę czy nie chcę, muszę założyć ten cholerny kask!

Za każdym następnym razem im dłużej czytałam Bunkrów nie ma, tym więcej rzeczy było w stanie mnie rozbawić. Po kilkunastu stronach przeczytanych bez przerw coraz trudniej było mi zachować powagę podczas czytania. I to jest świetne.

Ogromną zaletą książki jest też objętość – sto historyjek z Ameryki Południowej, Azji i Afryki zajmuje aż 537 stron (a przy tym interlinia i marginesy nie powiększają sztucznie objętości). To ważne, bo nie lubię dostawać grubej książki, której treść mogłaby zmieścić się na kilkudziesięciu stronach. Widać, że autor włożył w nią sporo pracy. Bardzo podobają mi się również rysunki wewnątrz – są podobne do tego, który widać na okładce.

Zapowiadało się naprawdę nieźle. A jednak w połowie lektury odłożyłam tę książkę i nie wiem, czy doczytam ją do końca. Jest kilka minusów, które mnie rażą.

Pierwszym jest monotonność historii, które właściwie dotyczą tego samego – seksu, alkoholu i narkotyków. I nie zamierzam wcale oceniać takiego sposobu na podróżowanie. Ale jeśli jedyne ciekawe historie z najodleglejszych zakątków świata dotyczą tego, z iloma kobietami się przespało i ile się wypiło, po co pisać o tym książkę? Zdecydowanie zniechęciły mnie też opowieści autora o jeździe skuterem po pijaku. Nie sądzę, by to było coś wartego opowiadania lub czytania.

Początkowo historie wydają się zabawne. Zwłaszcza, jeśli nie znacie dowcipów, które od lat krążą w sieci – natknęłam się na kilka z nich, przekształconych i wrzuconych do książki jako słowa autora. Historyjek jest setka, a kiedy każda obraca się wokół tego samego schematu, zaczynają nużyć. Bo ileż można czytać o tym, że autor najpierw poszedł do baru, wypił coś, zapalił lub wziął, a potem wrócił do hotelu z jakąś laską?

Ostatecznie odłożyłam książkę po tych słowach:

Shakira, jak mnie zobaczyła takiego najebanego, to od razu wyschła jej pizda.

Nie mam zbyt wygórowanych wymagań, ale to raczej nie jest poziom, którego oczekuję od książki.

Mieliśmy więc jazdę po pijaku zarzyganym skuterem, branie LSD, picie wódki nocą w dżungli. Czy może istnieć ktoś bardziej beztroski od autora?

Tak.

Jego korektor.

Rozmawiałam już o tym z Tonym i prawdopodobnie Bunkrów nie ma doczeka się drugiej korekty (i chwała mu za to), ale ten, kto zrobił pierwszą, powinien dostać zakaz wykonywania zawodu.

W każdej historii znajdziecie przecinki powstawiane tak, jak Word raczy podpowiedzieć, notoryczne błędy w zdaniach z imiesłowem (typu: „siedząc przy barze, za plecami wyrosła krowa”), „dalsze kontynuowanie” i sporo innych. Mam wrażenie, że korektor nawet nie przeczytał tej książki, serio. Nie wiem też, czemu internet jest pisany wielką literą – bo Word poprawił? Robota korektora jest wykonana masakrycznie źle.

Pewnie znajdą się osoby, które polecą Wam tę książkę. Jest zabawna, kontrowersyjna, wulgarna. Na dodatek bardzo szybko się ją czyta. Pytanie tylko, czy warto.

Psst! Polub Partyzantkę na Facebooku!

czarna czarna ton baner

Ten post ma 12 komentarzy

  1. Sławomira

    Nie cierpię błędów, więc na pewno nie sięgnę po to, jak chcę się pośmiać z tekstów, gdzie pisownię sprawdzał jedynie Word to mam od tego internet. Od historyjek, które opowiadał już Mojżesz, też mam internet.

  2. Iri Sunshine

    Alkohol, seks i narkotyki? To może zaimponować bardzo młodym ludziom, a nie dojrzałym czytelnikom… Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie.
    Chociaż przyznam, że “krowa” mnie rozbawiła:D Może korektor postanowił wziąć przykład z autora i też “dobrze” się bawił podczas korekty?:))

    1. Głównym celem całej książki, jest rozbawić czytelnika. Nikomu nie staram się zaimponować. Gdybyś przeczytała książkę, a uściślając rozdziały: “Jak stoczyć się na dno”,”Miłość i Ayahuasca” oraz “W oparach alkoholizmu” to zrozumiałabyś, jaki jest mój stosunek do każdej z wymienionych przez Ciebie uciech.

  3. Lazuro

    Myślę, że korektor sam nie wiedział, co z tym materiałem zdziałać. Z g… sakramentu się nie zrobi ;) Te błędy idealnie komponują się z treścią książki (o treści tej wnioskuję wyłącznie z Twojej recenzji) – niskie treści wylane na papier przez człowieka-imprezę wprost domagały się niskiego języka.

  4. Martyna, widzę że dobrnęłaś do Argentyny. Cóż, jeśli poczułaś się znużona monotematycznością, polecam przeskoczyć do Peru i tak od 400 strony przeczytać do końca. A co do błędów, to owszem są. Ale zdajesz sobie sprawę jak trudno wydać książkę (drukowaną) na własną rękę w Polsce? Zanim książka trafi do księgarń, a stanie się tak w czerwcu, przejdzie jeszcze jedną korektę.

    1. Myślę, że tak właśnie zrobię, poczytam jeszcze na wyrywki np. część, w której opisujesz Afrykę.
      Domyślam się, że jest trudno i zdaję sobie sprawę, że to nie Twoja wina – po prostu korektor dał dupy po całości. Mam nadzieję, że teraz trafisz na kogoś znacznie lepszego.

  5. Martyna

    Początkowe cytaty trochę zaleciały mi Bruczkowskim, a jego humor uwielbiam, ale to zdanie z Shakirą trochę odrzuciło od książki. Może kiedyś skuszę się na sprawdzenie, co to za cudo i czy warto. Na razie jednak nie trafi do mojej biblioteczki. Podziwiam jednak autora za to, że napisał i wydaje książkę. Brawo za odwagę i wytrwałość :)

    1. Zdecydowanie! Tym bardziej, że wydał tę książkę sam, bez pomocy wydawnictwa. :)

Dodaj komentarz