Jest źle. Jest niedobrze. Nie wiem, czego chcę, ale na pewno nie tego, co mam. Koszmar, masakra, PONIEDZIAŁEK!
I inne brzydkie słowa. Prawdę mówiąc, nie rozumiem, po co ludzie je wypowiadają. By zepsuć wszystkim humor? Zrazić do siebie otoczenie? Przecież nikt nie lubi marud. Zwłaszcza, że inni bardzo szybko orientują się: od tej osoby nie dowiemy się nic interesującego. Można usłyszeć tylko pretensje i narzekania nie wiadomo na co. Bo kawa za gorąca, bo zajęcia zbyt zajmujące. Wszędzie, gdzie się znajdzie jest ŹLE.
Aaaa!
Słyszę takie narzekania i przypomina mi się historyjka, którą przeczytałam w Modlitwie żaby. Był sobie robotnik, który każdego dnia w pracy, w czasie przerwy, wyciągał kanapki i mówił: „niech to, znów z kiełbasą”. Powtarzał to ciągle, aż w końcu zirytowany kolega powiedział mu: „stary, dlaczego po prostu nie poprosisz żony, żeby robiła ci kanapki z czymś innym?” Robotnik spojrzał na kumpla i odparł: „ale ja sam robię sobie kanapki”.
Jeśli nie podoba Ci się rzeczywistość, w której żyjesz, to rusz dupę i zacznij ją zmieniać. Mamy większy wpływ na własne otoczenie, niż się niektórym wydaje. Od narzekania nie zmieniło się jeszcze zupełnie nic (no, może stosunek ludzi do takiej marudy, ale tylko na gorsze).
Jasne, czasem dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu. Czasem sprawy potoczą się w złą stronę. Ale czasem potoczą się akurat w Twoją. Jeśli stoisz odwrócony do nich plecami, zajęty narzekaniem, przepuścisz kolejną okazję. Warto?
Chcesz być na bieżąco? Super!
Wystarczy, że polubisz facebooka Partyzantki!
No… może nie koniecznie odwrócony … wystarczy narzekać zbyt głośno i nie usłyszeć szepczących :) idących z pomocą :)
Hej. Ten tekst jest o mnie. xD
Idź i nie grzesz więcej. :P
Narzekanie to straszny pochłaniacz czasu. Czasu, w którym tyle moglibyśmy zrobić. Jednak czasem to właśnie narzekanie nas ratuje. Lubię ponarzekać… od czasu do czasu, dla wyładowania napięcia :)
Hm, czy nikt nie lubi marud… Zależy od podejścia. Miałem kiedyś kolegę, czarnowidza do sześcianu. Za każdym razem gdy pojawiał się w towarzystwie, witałem go słowami “no to powiedz, co tam słychać pozytywnego”. Wtedy zaczynała się litania narzekań na każdy temat – wszyscy zwijali się ze śmiechu. A ja słuchając go, uświadamiałem sobie, że przecież wcale nie jest tak źle, co podnosiło mnie na duchu. A wspomnianego kolegę do dziś darzę wielką sympatią.
Fakt, niektórzy wszystko widzą w czarnych barwach i nawet trudno się irytować, bo po prostu “ten typ tak ma”. To takie “marudy z powołania”, ale narzekają w tak zabawny sposób, że raczej poprawiają wszystkim humor.
Narzekanie to taka nasza polska tradycja powoli :)
Też strasznie nie lubię marud, które marudzą dla samego faktu marudzenia. Ja rozumiem, że nasze mózgi są tak zorganizowane, żeby wiecznie szukać dziury w całym, ale kiedy widzę, że ktoś się dopieprza do czegoś co można – łatwiej lub trudniej – zmienić to mnie szlag trafia :D
A wśród psiarzy to już jakaś plaga. Ot, narzekanie na swoje psy – że na smyczy ciągną, że agresory, że się wystrzałów boją. No ciągną, boją się, gryzą – marudzeniem i negowaniem każdego jednego sposobu tego nie zmienimy.
Mnie też najbardziej irytuje, gdy ktoś narzeka na coś, co mógłby zmienić, ale woli poświęcić ten czas i energię na marudzenie. Nie znam osobiście zbyt wielu psiarzy, ale może oni myślą, że trafił im się wybrakowany egzemplarz? :D “No bo pani pies to taki mądry!” (napiszę kiedyś o tym :p).
Ja już pisałam – w styczniu tego roku, jak sama siebie biczowałam za błędy, ale w odniesieniu do swojego psa. Sama też wzdychałam, że mi to się jakiś wyszczerbiony na psychice ten pies trafił i nie pomagało spotykanie się z egzemplarzami typu bordery (oczywiście od szczyla i u doświadczonych ludzi) :D
A co do marnowania energii – taaak! I szufladkowanie się w złych sposobach rozwiązywania problemów :D Nie-na-wi-dzę. Chociaż prawda jest taka, że sama z tym srogo walczę.
Chyba każdy walczy ze swoim marudzeniem, ja też nie jestem wyjątkiem. ;))
nie warto ;)
ależ my, Polacy w sensie, musimy narzekać, bo mamy to we krwi ;)
p.s. karteczka doszła. bardzo dziękuję! :) jeszcze się odezwę w temacie…
Masz rację, mówi się, że Polacy lubią narzekać, ale myślę, że warto z tym walczyć.Super, że już ją masz! :)
O, nawet “nasz” syndrom złego i okropnego poniedziałku poruszyłaś!
Nic mnie tak nie zadziwia w tym marudzeniu jak ten biedny poniedziałek. Tak, jakby we wtorek już się do pracy nie szło. Albo w weekend cały czas leżało do góry brzuchem w ogóle się nie ruszając. (Wtedy to jasne, że ciężko byłoby wstać kolejnego dnia)
I ja też czasem narzekam. Bo wydaje mi się, że sama nic zmienić nie mogę, nie dam rady. Ale zwykle doskonale wiem, co trzeba zrobić, tylko zwyczajnie się boję. Pierwszy krok najtrudniejszy, jak to mówią. Jednakże wiem, że może on zdziałać cuda – wiele już w swoim życiu zmieniłam metodą kroczków. Niektóre przerażały, inne były łatwizną, ale każdy coś wnosił.