You are currently viewing Krótka historia niekorzystania z poradników prezentowych

Krótka historia niekorzystania z poradników prezentowych

Bardzo się cieszę, że moja przyjaciółka nie przeczytała żadnego z nich.

Sieć, jak co roku, przeżyła zatrzęsienie poradników prezentowych (czy sieć może przeżywać cokolwiek?). Znajdź idealny prezent dla chłopaka, dziewczyny, babci, sąsiada z góry i wszystkich świętych. Nawet myślałam, czy się w coś takiego nie pobawić, ale spasowałam. I nawet dobrze, po co komuś poradnik prezentowy tydzień po świętach? Może napiszę jakiś latem i wrzucę za rok. Nie jestem mistrzem trzymania się terminów.

Zamiast tego opowiem Wam historię, bo dostałam kiedyś fantastyczny prezent. Wygląda na to, że Avita nie przeczytała żadnego z poradników, bo nie dała mi szalenie oryginalnego prezentu pod tytułem: kubek lub skarpetki. Dostałam od niej coś innego.

*

Ludzie poznani przez internet mają to do siebie, że albo kontakt urywa się dosyć szybko, albo stają się wyjątkowym typem przyjaciół, z którymi możesz nie gadać lata, a potem odzywają się jak gdyby nigdy nic i kontynuujecie, jakby luka czasowa w ogóle nie istniała. Jedna z takich osób, Avita, odwiedziła mnie któregoś lata.

Spędziłyśmy razem parę dni. Nie mam pojęcia, czemu tacy ludzie – pasujący do nas w każdym calu – zawsze mieszkają tak daleko. Pamiętam, że mogłyśmy gadać do nocy przy zgaszonym świetle, a w ciągu dnia wyczerpywałyśmy limit głupich rzeczy, które można zrobić. Jak choćby organizowanie skoków przez przeszkody bez koni. I nie przestawałyśmy się śmiać. Spróbujcie kiedyś.

Pamiętam, że ja kupiłam Avicie książkę o wilkach. To właśnie przez nie się poznałyśmy i chciałam, żeby o tym pamiętała. Lubię takie prezenty. Nie znoszę bezosobowych podarunków, które można dać komukolwiek, bo każdego dotyczą w takim samym stopniu. Czyli wcale. Wilki od początku były tematem, który bardzo mocno nas łączył. Właściwie ciekawe, czy ma ją gdzieś na półce?

Tamtego dnia, zupełnie bez okazji, przypomniała mi o tej książce, ale chwilę później podała mi zawiniątko, w którym znalazłam wieczne pióro, i powiedziała:

– Pomyślałam, że dam ci książkę, ale… napisz własną.

I wiecie? Dostałam od Avity tyle wiary w moje możliwości, że kiedy dopada mnie niemoc, zawsze myślę o tym piórze i jej słowach. I jest mi lepiej.

Tak naprawdę nie potrzebuję pióra, żeby pisać. Potrzebuję takich ludzi jak ona.

czarna czarna ton baner

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Hipis

    Doceniam. Wieczne pióro to podstawa. Chociaż jestem chyba mało romantyczna, bo moja pierwsza myśl brzmiała “Ło, wieczne pióra są drogie” :D Chociaż z drugiej strony, sama mogłabym napisać cały poemat o tym, jak uwielbiam moich kumpli za podarowanie mi dwóch płyt Archive – lecz mało kto zrozumiał by cały ładunek emocjonalny kryjący się za tym zespołem, więc i strzępienie języka byłoby bez sensu…

  2. Chciałbym napisać coś mądrego, wzniosłego i budującego, ale takie historie nie wymagają dodatkowego wsparcia. Wspaniały wpis, po prostu.

  3. Irmina

    Tacy ludzie, to skarb. Prawda jest taka, że jak dobrze znamy osobę, którą chcemy obdarować i naprawdę zależy nam na tym, żeby była zadowolona, to nie są nam potrzebne żadne przewodniki – albo wiemy konkretnie, co możemy podarować albo puszczamy wodze fantazji i coś się z tego rodzi:)

  4. łoł. To po prostu piękne. Dosłownie, aż ciarki biorą. Wspaniale dostać od kogoś nadzieję, szansę i wiarę w możliwości. Dostrzeganie naszych możliwości, marzeń, tego co jesteśmy w stanie osiągnąć. Tak, wyjątkowych ludzi poznajemy rzadko, w sumie dlatego są wyjątkowi :)

  5. Ania D.

    Twoja opowieść to dowód na to, że za pomocą kilku zdań potrafisz sprawić, że szczerze uśmiecham się w ekran komputera. :)

Dodaj komentarz