You are currently viewing Duże problemy małych miast

Duże problemy małych miast

I odwieczny dylemat: patrzeć jak umierają czy odwrócić wzrok?

Jeszcze całkiem niedawno wychwalałam życie w małym mieście pod niebiosa. Sielsko-czarodziejsko, wszędzie blisko i bezpiecznie. Po niemal dwóch latach uważnych obserwacji nie pokusiłabym się o tak bezceremonialny optymizm. Małe miasta to duży problem – niezauważany, bo nie leży to w niczyim interesie i nie brzmi dość dramatycznie, by klikał się w serwisach informacyjnych.

Brak pracy

Jeśli jesteś z małego miasta i chcesz pracować, masz do wyboru kilka ścieżek kariery. Możesz zostać biznesmenem (otworzyć lumpeks w starej kamienicy), specjalistą ds. obsługi klienta (sprzedawać w spożywczaku), albo wykonywać pracę, do zdobycia której potrzeba szczęścia lub znajomości. A najlepiej obu naraz. Wtedy możesz załapać się na stanowisko urzędnika, nauczyciela czy bibliotekarza. Twoje ambicje sięgają wyżej? Wobec tego zaopatrz się w auto lub bilet miesięczny, żeby codziennie dojeżdżać do większego miasta.

Brak młodych

Ludzie stąd uciekają. Każdy, kto ma energię i chęć, kto chce robić coś więcej niż przeczekać 8 godzin w słabo płatnej i niezbyt lubianej pracy wie, że nie zagrzeje tu miejsca. Wiedzą to również przedsiębiorcy, którzy wolą konkurencję w dużych miastach niż apatyczny bezruch małego. Stając przed decyzją otwierania firmy rzadko decydują się na rozwijanie jej w małym mieście, bo wiedzą, że to przedsięwzięcie godne kamikadze.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego młodzi ludzie nie mają ochoty zostawać w małych miastach. W nich nie ma dokąd pójść. Nie ma kawiarni czy fajnych knajp, w których można posiedzieć ze znajomymi. U nas są trzy opcje: pizzeria, do której chodzą wszyscy, spacer albo spotkanie w domu. Kino, teatr? Tylko w pobliskim mieście, więc zazwyczaj jest to całodzienna wyprawa.

Brak energii

Tu nikomu się nie chce. Pani w sklepie jest obrażona, że musi wykonywać swoją pracę. Właściciel pizzerii nawet nie próbuje zmieniać menu, bo i tak każdy przyjdzie do niego, z braku alternatywy. Młodzież, poza harcerzami, zazwyczaj siedzi nad jeziorem i pije piwo. Zupełnie, jakby dla każdego pobyt w tym mieście był tylko etapem przejściowym, sposobem na przeczekanie. Więc wszyscy siedzą i czekają, i tylko stary niebieski PKS regularnie wykonuje swoje kursy.

Czasem ktoś zabawi się w Don Kichota podejmując jakąś aktywność. Zazwyczaj niestety wyglądającą kuriozalnie. Wystawa obrazów pani z pobliskiej wsi, o której informuje jeden jedyny plakat. Wystawa z okazji nadania praw miejskich w bibliotece, która nie interesuje absolutnie nikogo, ale i tak trafi do gazety. Żadnych inicjatyw, które byłyby interesujące choćby dla zaangażowanych osób, nie mówiąc już o reszcie mieszkańców. Nie ma z kim wymienić energii ani z kim podjąć działania. Brakuje tylko, by wszyscy zamknęli oczy. Nasze miasto to tylko maleńki punkcik na mapie, więc może jeśli uwierzymy, że nie istnieje, znikniemy naprawdę?

Mały człowiek w małym mieście

Małe miasta i ich małe, pieprzone problemy, nic nieznaczące dla całej reszty kraju. Mikrodramaty w mikroskali. A najbardziej denerwuje mnie w tym wszystkim to, że ja też wściekam się o takie małe gówna. O te tysiące niewykorzystanych szans dających przytłaczające uczucie klaustrofobii.

I szkoda mi, że na chwilę obecną nie widzę siebie we własnym mieście. Czuję się tu bezpiecznie, ale jestem świadoma, że nie rozwinę tu skrzydeł. Mam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, gdy w mieście zostanie jeden saloon i czasem zajrzy do niego jakiś zbłąkany kowboj albo dawny, tknięty nostalgią mieszkaniec.

Nic tu po nas nie zostanie. Chyba tylko zdjęcie w starej szkolnej kronice i kasztanowiec, który mijaliśmy w drodze do szkoły. I wspomnienia, które czasem wrócą, wbrew naszej woli i zawsze nie w porę. problemy małych miast

czarna czarna ton baner

Ten post ma 14 komentarzy

  1. Hipis

    Wymieniłaś w zasadzie wszystkie punkty, dla których nie znoszę małych miasteczek. No, niektóre są piękne, mają swój klimat, kamieniczki, małe ulice… Ale to niestety nic w porównaniu do wad. Na wsi chociaż jest kontakt z przyrodą. Stanowczo jestem miłośnikiem dużych miast i nie ma dla mnie nic gorszego, niż trafić na patriotę lokalnego z jakiegoś Grudziądza czy innego Inowrocławia, który przekonuje mnie, że na pewno mi się ten Pcim spodoba, bo nawet raz tam Luxtorpeda grała na dożynkach, jeeeej, kultura wyższa! (Co najlepsze, gdy to ironicznie wygłosiłam przy kumplu z Wągrowca to okazało się, że jest patriotą lokalnym i rzeczywiście grała u nich niedawno Luxtorpeda. Ale chociaż nie próbował mnie przekonywać :D )

    1. A ja właśnie za dużymi miastami nie przepadam (wolę wieś), ale mam wrażenie, że na tym etapie będzie to najlepsza opcja. Chociaż, może kiedyś się przekonam? ;)

      1. Hipis

        Ja wyznaję twardą zasadę – jeżeli nie lubię danego miejsca to dołożę wszelkich starań, żeby w nim nie być. Szczególnie jeżeli w jakiś sposób przeszkadza mi w fajnym życiu. I jak jednak zapragnę tej Warszawy i Krakowa to złożę papiery na inny uniwerek i sobie pójadę. A jak nagle spodobają mi się małe miasteczka to się wezmę i zamieszkam w Grudziądzu (jest totalnie śliczny! takie zaniedbane pudełeczko. Szkoda że są w nim głównie cmentarze, co nieco świadczy o tym, jakie są tam perspektywy na życie).

        1. Myślę, że bezkompromisowe podejście jest dobre tak długo, jak długo można myśleć tylko o sobie. :) Choć podziwiam, bo ja jestem raczej z tych zachowawczych, co pięćdziesiąt razy coś przemyślą i i tak nigdy nie są do końca przekonani. :p

          1. Hipis

            Akurat jestem w takim momencie życia, że mogę swobodnie myśleć tylko o sobie – nie chcę opierać życia na innych ludziach i nie chcę, żeby tylko oni mnie określali. Mówiąc najkrócej, nie chodzi o to, że na nikim mi nie zależy, tylko o to, że człowiek jest nietrwały, dzisiaj jest, jutro znika, i wolę opierać swoje istnienie na sobie, bo ze sobą będę przez całe życie. Jeżeli ktoś ważny będzie mnie potrzebować – ukorzę się i wrócę, ale nie chcę dojść do sytuacji, w której nie mam lepszego pomysłu na siebie, więc mieszkam z rodzicami i “jakoś to będzie”. Póki mogę, chcę wybierać.

  2. annastranc

    Brzmi bardzo pesymistycznie, ale wierzę, że tak może być. W końcu czy w moim niby wielkim mieście jest lepiej. Niby co się dzieje, ale te działania, nie wiem do końca gdzie zmierzają i po co. I tak wielki dworzec, który wystarczyłoby tylko wyremontować. Z dworca odjeżdża tyle pociągów, co kot napłakał, a pani prezydent zadłużona. W jaki sposób próbuje odzyskać pieniądze? Zmieniając tak trasy tramwajów i autobusów, żeby tylko jeden pasował i kursował, co najmniej co pół godziny. Chcesz szybciej, to się przesiadaj.
    Inne wspaniałe miejskie pomysły to magazyny zamiast leśnego osiedla. Podczas gdy miejsca w centrum dużo dla firm i w innych już spaskudzonych budynkami osiedlach.
    A praca też po znajomości albo w markecie, bo w naszym dużym mieście ich pełno.
    Podsumowując: nie tylko w małych miasteczkach jest źle, choć tam przeważnie, ale w tych dużych też nie dzieje się dobrze, niestety.

    1. Widzę, że nie tylko u nas jest totalny chaos w związku z inwestycjami lub ich brakiem – kasa zazwyczaj idzie tam, gdzie jest najmniej potrzebna…

  3. Karolina Lewandowska

    A w drodze ze szkoły szliśmy dłuższą trasą “na długi”, żeby się jeszcze nie rozstawać! :D Tak mi się skojarzyło z drogą do szkoły, a z tekstem się zgadzam. Lubię to miasto odwiedzać, jest piękne, mam z niego mnóstwo cudownych wspomnień, ale na razie nie wyobrażam sobie tu zostać, bo czasem się czuję jak w jakiejś umieralni.

  4. mieszkam w małym mieście i zgadzam się z Tobą we wszystkim, brakuje pracy, perspektyw i dużo już moich znajomych stąd uciekło w tym moje siostry. smutne, ale prawdziwe, pozdrawiam

  5. Ile prawdy zawar­łaś w tym tek­ście! Ja sama pocho­dzę ze śred­niej wiel­ko­ści mia­steczka, ale obec­nie miesz­kam za gra­nicą w cał­kiem spo­rym mie­ście. Będąc w Pol­sce przed wyjaz­dem, nie lubi­łam mojego mia­sta ani mia­ste­czek mniej­szych od mojego (np. skąd pocho­dzi mój mąż), bo tam się nic nie działo! Mało skle­pów, żad­nych per­spek­tyw dla mło­dych osób, ludzie sie­dzący pod blo­kiem kilka godzin dzien­nie i obga­du­jący sąsiadkę, bo „ta Kowal­ska to dzi­siaj w końcu spód­nicę zmie­niła”, a „tamta Janicz­kowa, to jej córka znowu innego chło­paka ma”, ogól­nie wiało nudą.
    Teraz, kiedy od kilku lat (dokład­nie 10) jestem na obczyź­nie, zaczy­nam doce­niać to, co kie­dyś mi prze­szka­dzało. Widzę ten urok małych mia­ste­czek, mimo ze wiem, co mnie tam czeka. Wiem, ze na­dal z pracą jest ciężko, ze dalej tych skle­pów mało i nawet na dobrą kawę nie ma gdzie pójść, ale po miesz­ka­niu w wiel­kim mie­ście, potrze­buję chyba takiego spo­koju. Nie wiem, może się sta­rzeję, ale bra­kuje mi tego kli­matu. Juz na początku przy­szłego roku wra­camy z mężem do kraju na stale, mamy dom wła­śnie w takiej malej dziu­rze, gdzie pra­wie wszy­scy się znają i nawet kogut u sąsiada cią­gle jest ten sam i pieje o tej samej godzi­nie. Możesz pomy­śleć, ze jestem dziwna chcąc wra­cać do tej malej, zabi­tej dechami, jak to mówią, mie­ściny, ale mi tego po tych wszyst­kich latach bra­kuje. Ciszy, spo­koju, narze­ka­nia sąsiadki na sąsiadkę, małych lokal­nych skle­pów, albo tego, ze pod kil­koma ist­nie­ją­cymi barami spo­tyka się cala mło­dzież. Wiem, pew­nie z pracą będzie ciężko, z czego zdaję sobie sprawę, ale do więk­szego mia­sta jest cał­kiem bli­sko (jakieś 15 km lub 35 km do jesz­cze więk­szego), żeby wsiąść w auto i jechać do pracy. Jestem strasz­nie marudna ostat­nio, tym bar­dziej, bo wła­snie za Pol­ską tęsk­nie i być może moja opi­nia nie jest subiek­tywna, ponie­waż jestem tak długo i daleko od domu, ze po pro­stu mi tego wszyst­kiego brak. Zapewne, kiedy już będę na stale w Pol­sce, w mojej malej mie­ści­nie, znów zacznę narze­kać, ale jakoś już ta wizja mnie nie prze­raza jak kie­dyś, kiedy mia­łam 18 lat. Wybacz, tro­chę się roz­pi­sa­łam, ale chcia­łam żebyś zro­zu­miała moja wizje :)
    P. S wybacz, jeśli gdzieś zapo­mnia­łam pol­skich zna­ków, kolejny minus zagra­nicz­nych kla­wia­tur.
    Poz­dra­wiam, Justyna

    1. Bardzo się cieszę, że się rozpisałaś. :) Wracaj do kraju. :)
      Mówisz, że pomyślę, że jesteś dziwna, ale przyznam, że mam dokładnie tak samo jak Ty – choć obecnie nie widzę siebie w małym mieście, docelowo chciałabym mieć domek gdzieś na wsi. Tu życie toczy się zupełnie innym rytmem i masz rację, że klimat jest niepowtarzalny. Dlatego mimo tych wszystkich wad doceniam uroki małych miast. :)

Dodaj komentarz