You are currently viewing Pieski podlatywacze, które utrudniają czasem spacery z psem

Pieski podlatywacze, które utrudniają czasem spacery z psem

Nie chcę poznawać Twojego psa i mam do tego prawo.

Kiedy zaczęłam spacerować z Joy, stwierdziłam, że wcale nie dziwię się kiepskiej opinii o właścicielach psów w naszym kraju, z wielu powodów. Jednym z nich są beztroskie czworonogi, z którymi wcale nie mam ochoty się witać. One wręcz przeciwnie.

Idziemy z Joy chodnikiem. Nagle podbiega do nas duży, masywny pies i staje tuż przede mną, wpatrując się w młodą, która jest przestraszona i warczy. Zamieram, bo napięcie między psami jest tak duże, że każdy sygnał może sprawić, że spotkanie przybierze niemiły obrót.

– Diabeł, do nogi – mruczy obojętnie dziewczyna, która jest chyba mniejsza od własnego psa. Uwiesza się na olbrzymiej kolczatce czworonoga i odciąga go od nas na siłę. Pies jest tak pobudzony, że gdyby się jej wyrwał, pewnie wystartowałby do Joy.

Innym razem spacerujemy nad jeziorem Frydkiem. Z bramy wybiega pokraczny miks jamnika i zaczyna wąchać Joy. Po chwili jeży się i marszczy nos. Staję tak, by mieć Joy za plecami i odsuwam go nogą. Dopiero wtedy właściciel woła flegmatycznie psa, który nie reaguje, bo przecież nikt go tego nie nauczył.

To tylko dwie z wielu sytuacji, które nas spotkały.

Nie wiem, skąd w ludziach przekonanie, że ja i mój pies mamy ochotę ich poznać. Zazwyczaj nie mamy. Jeśli czworonóg jest poza kontrolą i straszy mojego psa, prędzej dostanie kopa niż zyska naszą przyjaźń, bo – choć taka sytuacja nigdy się nie zdarzyła – nie zamierzam narażać bezpieczeństwa swojego psa dla cudzego komfortu. Pozwalanie psu na podbieganie do innych czworonogów jest przejawem ignorancji i braku elementarnej kultury.

Zawsze zakładam, że ktoś może bać się mojego psa lub zwyczajnie nie życzyć sobie, by zwierzak do niego podchodził i szanuję to, z wyprzedzeniem przywołując psa do siebie. Ktoś może nie lubić psów lub nie mieć ochoty na zastanawianie się, czy czworonóg pobrudzi mu ubranie. Nieistotne. Jako opiekun psa mam obowiązek zadbać, by nie pchał się w czyjąś strefę komfortu. Przestrzeń publiczna jest wspólna i żaden nieogarnięty właściciel nie ma prawa zawłaszczać jej dla swojego rozpuszczonego psa.

Spacery z psem wymagają trochę kultury i pomyślunku

Wśród właścicieli wciąż pokutuje przekonanie, że czworonogi powinny mieć kontakt z innymi przedstawicielami swojego gatunku, więc należy im na to pozwalać bez ograniczeń. Ich pies świetnie się bawi podbiegając do innego, ale ten drugi wcale nie musi podzielać jego zachwytu. Tacy właściciele nie zdają sobie sprawy, że wiele ryzykują, pozwalając psu podbiegać do jakiegokolwiek zwierzaka. W końcu któryś może zareagować agresją, prawda? A wina będzie leżała wyłącznie po stronie tego, kto nie dopilnował swojego beztroskiego pieska-podlatywacza.

Pewnego dnia ćwiczyłyśmy z Joy w parku. Obie zachwycone – ja: bo Joy skupiała się na maksa, Joy – bo za nową sztuczkę można dostać więcej karmy niż normalnie, co jest według niej absolutnie genialnym pomysłem, czymś na miarę wynalezienia koła.

– Przepraszam! – zawołała jakaś pani. Przy jej nodze, na smyczy, siedzi pies, którego kojarzę. – Amber zawsze szczeka na pani pieska. Mogłyby się poznać? Może będą lepiej reagować, gdy znów będziemy się mijać.

Zapinam Joy na smycz i podchodzimy na bezpieczną odległość, która dla obu zwierzaków jest komfortowa. Rozmawiam z właścicielką, a psy z czasem podchodzą do siebie i nawiązują kontakt zupełnie na luzie.

Chciałabym, żeby takie sytuacje były normą, a nie tajną sztuką spacerowego feng shui. Teraz Wy też jesteście wtajemniczeni. Przypnijcie swojemu piesełowi smycz i podejdźcie do kogoś się przywitać. Zamiast gazu pieprzowego mamy dla Was trochę smakołyków. Joy chętnie się podzieli, kiedy nie będzie patrzeć.

___________

fot. Edyta Portjanko – fotografia naturalna (kliknij)

Przybij nam piątkę na spacerze
lub polub Partyzantkę na Facebooku!

czarna czarna ton baner

Ten post ma 5 komentarzy

  1. Martyna

    Mojego psiaka zawsze na smyczy prowadzę, a jeśli już go puszczam to w zamkniętych parkach dla psiaków. Gdy ktoś podchodzi ze swoim psiakiem, a mój mały oczywiście do niego biegnie, idę zaraz za nim by w razie czego zareagować. Psiaki są nieobliczalne i nawet te, które dobrze się znają i lubią mogą nagle okazać się wrogo nastawione. One jak ludzie, swe humorki mają :)

  2. Sławomira

    Ja jestem jednym z tych ludzi, którzy nie życzą sobie obcych zwierzaków w pobliżu. Jak podbiega do mnie kudłacz z żądzą mordu w oczach, to choćby miał rozmiar jamnika, wolę by właściciel zdobył się na coś więcej niż krzyknięcie, że nie gryzie.

  3. DominikaBr

    Mój pies wychodzi wyłącznie w kagańcu i na smyczy. Od luźnego biegania są ogrodzone tereny gdzie nikomu – ani sobie – nie zrobi krzywdy.

  4. PSIOLUBNI

    Kilka tygodni temu spotkała mnie (a raczej mojego psa) nieprzyjemna sytuacja. Moi sąsiedzi niestety, ale mają swoje psy tam z tyłu – i to głęboko. Zwierzaki biegają luzem, na spacerach nie mogę się czuć bezpiecznie. Co z tego że moje psy nie zaczepiają innych psów ani ludzi. Obce burki podbiegają do nas, mało kiedy w przyjaznym nastawieniu.
    Jazda na rolkach jest dla mnie i moich zwierzaków prawdziwym koszmarem. Zamiast relaksować się podczas wspólnych wypadów, pełna napięcia wypatruję kolejnego burka, który ma ochotę zabić mnie i moje psy. To jakaś paranoja…

  5. Hipis

    W mieście chociaż zawsze gdzieś jest właściciel… Na wsi ludzie puszczają psy zupełnie luzem albo mają dziurawe płoty i niektóre ulice są nie do przejścia, bo agresywne kundle uważają je za swoje terytorium.
    Mojego kundla tak pogryzł jeden pies, w lesie- puszczony ze smyczy, duży bydlak, uznał mojego biegnącego futerkowca za dobry cel do zabawy i skończyło się na trzech ranach i nieuleczalnym strachu przed innymi psami. I cóż mam z biedakiem począć- on panikuje a ja chodzę z kamieniami w kieszeniach, bo przecież to wieś, tutaj trzeba sobie radzić. Nawet gdy są agresywne wobec ludzi to nikt nic nie robi.

Dodaj komentarz